piątek, 30 maja 2014

5."Bliskość jest w dzisiejszych czasach tak rzadka, że aż magiczna."

* Los Angeles *

Czym tak właściwie jest bliskość? Moim zdaniem dla każdego człowieka ma ona trochę inne znaczenie. Dla niektórych jest to moment, w którym ich ciało łączy się z ciałem drugiej osoby w miłosnym tańcu. Dla innych jest to pocałunek, lub przytulenie. Coś, dzięki czemu czujemy się bezpiecznie. Stan, z którego nigdy nie chcielibyśmy zrezygnować. Dla niewielu osób, bliskość to po prostu świadomość posiadania osoby, z którą można dzielić radość, smutek, swoje emocje, doznania, chwile.


Siedziałam na tarasie, w swoim ulubionym, wiklinowym fotelu i patrząc w niebo, rozmyślałam. Nad wszystkim co spotkało mnie do tej pory. Nad swoimi błędami, nad relacjami z ludźmi, których odtrąciłam z taką łatwością. Jednak najbardziej zastanawiałam się nad tym, co byłoby gdyby nie zdarzenie, które zmieniło całkowicie moje życie i moje podejście do wszystkiego. Pewnie gdyby nie tamten wypadek, leżałabym w jakimś rowie ze spuchniętą od strzykawek ręką i zaćpanymi oczami. Albo co gorsza, już dawno nie byłoby mnie na tym świecie. I nigdy nie poznałabym muzyki Chłopaków. Nigdy nie napisałabym do Louisa. Nigdy nie przeczytałabym jego słów, tak prawdziwych jak wiatr, który co dzień smaga moją twarz.

Odetchnęłam i odpaliłam, kurczowo trzymanego papierosa. Rozłożyłam list i przeczytałam go po raz setny. Wciąż zastanawiałam się czy odpisać. Czy warto? Może napisał, bym odpisała ze zwykłej grzeczności? A tak naprawdę wcale nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Szybko odpędziłam głupie myśli i uśmiechnęłam się do kartki papieru.
Przez bardzo długi czas zastanawiałam się co odpisać. Machałam zwisającymi z fotela nogami i stukając długopisem o podbródek, układałam sobie w głowie pojedyncze słowa, które składałam w zdania.


Kolejne dni był bardzo do siebie podobne. Aż w końcu nadszedł poniedziałek, którego chyba nikt na świecie nie lubi. Ja nie byłam inna. Jednak ten dzień był wyjątkowo szczęśliwy. Od samego rana siedziałam na uczelni. Zajęcia mijały mi w ślimaczym tempie. Kochałam sztukę i cieszyłam się, że mogę ją studiować, jednak nie miałam tego dnia dobrego humoru do czegokolwiek. Jednak do czasu. Po zajęciach zostałam zaproszona do gabinetu Dziekana. Zdziwiłam się, bo przecież niczego nie przeskrobałam, zdałam wszelkie egzaminu, więc nie widziałam żadnego racjonalnego powodu, by mnie wzywać. 

- Czy coś się stało? - Spytałam nieśmiało, siadając na przeciwko starszego mężczyzny, spoglądającego na mnie spod swoich dużych okularów. 
- Proszę się nie denerwować. - Uśmiechnął się do mnie. - Może przejdźmy od razu do rzeczy. Domyślam się, że jest pani zmęczona dniem dzisiejszym.
- Owszem. Słucham więc?
- Od paru lat nasza uczelnia organizuje wystawy prac naszych studentów. - Zaczął, nie spuszczając ze mnie wzroku - Sama Pani dobrze wie, że na wystawie często bywają ważne osobistości, które mogą pomóc studentom w dalszej karierze.
- Tak, oczywiście. - Posłałam mężczyźnie delikatny uśmiech.
- I tutaj właśnie pragnę powiadomić panią o mojej propozycji. Od bardzo dawna przyglądam się pani pracom, robi pani ogromne postępy. Ponieważ to między innymi ja mam zaszczyt wybierać kolejnych szczęściarzy, chciałbym zaproponować pani wystawienie swoich prac w zaprzyjaźnionej galerii. - Kiedy skończył, nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. On patrzył na mnie wyczekująco, a ja wciąż nabierając powietrze w policzki, nie potrafiłam otworzyć ust. Byłam w szoku, ogromnym szoku. Nigdy nawet nie marzyłam, że spotka mnie taka szansa. 

- I co pani na to? - Spytał, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Ja..um.. nie wiem jak mam dziękować. To cudowna wiadomość. Bardzo chętnie! - Wykrzyknęłam na końcu, Dziekan spojrzał na mnie, by chwilę później wybuchnąć śmiechem. 
- Cieszę się z pani szczęścia. - Stwierdził, podnosząc się z fotela - Więcej szczegółów i dokładną datę, pozna pani jutro z samego rana. Z mojej strony to już wszystko. - Wyciągnął dłoń w moją stronę. Uścisnęłam ją i cała w skowronkach, wyszłam z jego gabinetu. 


Wracając do domu, musiałam oczywiście przejść przez plażę. Zdjęłam trampki i stopami brodziłam w cieplutkiej wodzie. W uszach miałam słuchawki i poruszałam się w rytm muzyki. Miałam tak dobry humor, że uśmiechałam się do każdej napotkanej osoby i dziwnym trafem, większość  ludzi odwzajemniała mój entuzjazm. W końcu dotarłam do domu. Odłożyłam torbę i od razu chwyciłam za długopis i kartkę, która leżała na małym stoliku w salonie.
- Jak dobrze, że jeszcze go nie wysłałam.. - Rzuciłam do siebie, zasiadając na podłodze z zaczętym listem. Odczuwałam ogromną potrzebę podzielenia się z Louis'em, tym co mnie dziś spotkało. 

* Londyn *

Już dawno nie odczuwałem takiej tęsknoty za domem. Kiedy wróciliśmy do Londynu po dwumiesięcznej trasie, w końcu mogłem odetchnąć. Kocham co prawda wszystkich fanów, kocham również wygłupiać się z chłopakami na scenie i jeździć po kraju, jednak brak cierpliwości okropnie mnie zmęczył. 

Wróciwszy do domu zastałem niespodziankę, na którą czekałem od ponad dwóch miesięcy. Widząc list w skrzynce, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Tak szeroki, że chwilę potem zaczęła boleć mnie cała twarz. Odrzuciłem bagaże i opadłem na kanapę, kurczowo trzymając wciąż niezmienną, błękitną papeterię. 
Odetchnąłem i odłożyłem list na stolik. Musiałem zrobić z przeczytania go pewnego rodzaju rytuał. Wziąłem szybki prysznic, przygotowałem sobie kolację i zasiadłem przed telewizorem. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek pochłonął coś w tak szybkim tempie. Odłożyłem brudne naczynia do zmywarki i chwytając za kubek ulubionej herbaty, zasiadłem z powrotem na kanapie. Wyłączyłem telewizor i włączyłem muzykę. Nabrałem powietrza do ust i powoli rozdzierałem błękitną kopertę. Zanim jeszcze przeczytałem cokolwiek, musiałem przyłożyć sobie kartkę do nosa. Zaciągnąłem się zapachem perfum. Tym razem był inny. Piękny, słodki, owocowy. Uśmiechnąłem się pod nosem i zatopiłem w liście. 

"Drogi Louis'ie,
Przede wszystkim chciałam wyrazić swoją niepohamowaną radość. Odpisałeś! Mimo, że minęło tyle czasu, wciąż nie mogę w to uwierzyć. Bardzo się cieszę, że w jakiś sposób mi zaufałeś. Bo gdyby było inaczej, czy napisałbyś tak osobiste rzeczy? Chciałabym odpowiedzieć na Twoje pytania wyczerpująco i dostatecznie zadowalająco. Jednak nie potrafię. Mogę jedynie wyrazić swoje skromne zdanie. Może nie jestem zbyt obiektywna, bo przecież jestem fanką, jednak moim zdaniem wszystko co robisz niesie za sobą jakiś sens. Szczególnie jeśli mowa o śpiewaniu. Spójrz na to w ten sposób - robisz to co kochasz, masz mnóstwo wielbicieli, dla których Wasza muzyka jest życiem. Jest radością i pocieszeniem. Nie rezygnuj ze spełnianych marzeń tylko dlatego, że raz się potknąłeś. Przecież zawsze po upadku trzeba się podnieść, otrzepać i z uniesioną głową iść dalej. Szczególnie jeśli ma się takich przyjaciół, jakich masz Ty. 
Nie wiem czy istnieje jakakolwiek różnica miedzy chorą duszą, a chorym rozumem. Bo przecież wszystko w naszym ciele jest ze sobą połączone. Jednak, kiedy zastanawiam się nad tym dłużej, dusza jest dla mnie czymś więcej. I to bardzo źle, kiedy Twoja dusza choruje. Dlatego więc cieszę się, że w końcu możesz stwierdzić, że jesteś uleczony. Bo najważniejsze, moim zdaniem, jest pogodzenie się z tym co jest. Pogodzenie się i zmiana tego co się da. Bo przecież wszystko jest możliwe. Tak właśnie pomyślałam, kiedy zobaczyłam Twój list. Pozwolę sobie również zadać Ci pewne pytanie. Męczy mnie ono od bardzo długiego czasu. Czym jest dla Ciebie bliskość? Czy odczuwasz ją jeszcze w tych zabieganych, bądź co bądź elektronicznych czasach?
Pisałeś o Waszym koncercie w Londynie. Oczywiście, że go oglądałam. Nie byłabym sobą, gdybym go przegapiła. Będę z pewnością powtarzała to do śmierci, ale jesteście naprawdę niesamowici. To jak zachowujecie się na scenie, to jaki kontakt macie z fanami - to wszystko mnie zachwyca. I nawet nie wyobrażasz sobie jak szczęśliwa jestem, że podczas tak ważnego dla Ciebie momentu, myślałeś właśnie o mnie. Szczególnie, że piosenka, którą wtedy śpiewałeś, jest moją ulubioną. Naprawdę bardzo to doceniam. I gdybym tylko mogła, odwdzięczyłabym Ci się. 
Na sam koniec, chciałabym podzielić się z Tobą moim szczęściem! Dziś, jeden z profesorów zaproponował mi wystawienie moich prac w galerii. Jest to dla mnie niesamowita szansa, o której zawsze marzyłam. Okropnie się denerwuje, bo jeszcze nikt nigdy nie widział moich rysunków, jednak szczęście chyba jest o wiele większe od zdenerwowania. 
Wiem, że ostatnio podróżowaliście po całej Anglii. Mam nadzieję, że trasa się udała i że uda Ci się odpocząć po tych dwóch, bądź co bądź, męczących miesiącach.
Ponownie załączam całusy o smaku truskawki. Bardzo się cieszę, że je lubisz. Ja również uwielbiam ten smak i zapach. Uważaj na siebie uważnie. 
Sky."


poniedziałek, 12 maja 2014

4."Myślisz, że chory rozum można odróżnić od chorej duszy?"

* Los Angeles *

Kolejny dzień przywitało prażące słońce. Szłam wolnym krokiem ulicami miasta i śpiewając po cichu, rozglądałam się. Mnóstwo pędzących gdzieś ludzi, którzy nie zauważają nawet jak piękny jest świat. Ludzie, dla których ważna jest kariera, pieniądze.

Przysiadłam na murku, przy fontannie. Zdjęłam buty i włożyłam nogi do chłodnej wody. Spięłam włosy w koka i odetchnęłam. Minęło już parę dni od wysłania listu. Ciekawe czy już doszedł. Byłam strasznie głupia, podając swój adres. Przecież to śmieszne i całkowicie nierealne, by mi odpisał.

- najważniejsze, że napisałam to co czuję.Najważniejsze, by wiedział, że nie jest sam. - szepnęłam do siebie i uśmiechnęłam się delikatnie. Wyciągnęłam szkicownik i ołówek. Machając nogami, zaczęłam kreślić kształty na białych kartach zeszytu. W słuchawkach śpiewali mi właśnie oni, a ja pochłonięta rysowaniem, nie zwracałam na nic uwagi. Nagle usłyszałam donośny śmiech. Wstrzymałam oddech, bo wiedziałam już do kogo on należy. Ktoś stanął tuż za mną. Odwróciłam powoli głowę, a moim oczom ukazała się grupka dziewczyn, które chyba od zawsze nie potrafiły dać mi spokoju.

- znowu rysujesz tych frajerów? - zaśmiała się jedna z nich, a pozostałe jej zawtórowały. Nie odpowiedziałam nic, bo dobrze wiedziałam, że jakakolwiek dyskusja nie ma najmniejszego sensu. Zamknęła szkicownik i wsadziłam go do torby. Odwróciłam się i wstałam z murka.
- może byś okazała trochę więcej szacunku idiotko? - krzyknęła dziewczyna i popchnęła mnie. W ostatniej chwili udało mi się złapać równowagę, by nie wpaść do fontanny. 

Wzięłam się w garść i ruszyłam przed siebie. Nie zwracałam już uwagi na nawoływania grupki dziewczyn. Z każdą minutą przyśpieszałam kroku. Chciałam jak najszybciej znaleźć się z powrotem w domu. Nie jestem zdania, że wszyscy powinni mnie lubić, ale te dziewczyny trochę przesadzały. Przecież nigdy nawet z nimi nie rozmawiałam, a one uczepiły się mnie jak rzepy. Chyba nie mają nic lepszego do roboty.

- cholerny pseudo gang.. - mówiłam do siebie, docierając w końcu pod dom. Dopiero wtedy zorientowałam się, że nie założyłam nawet butów.
- świetnie, jeszcze straciłam swoje ulubione trampki. - stęknęłam, odrzucając torbę i opadając na fotel. Przetarłam twarz dłonią i oparłam głowę o zagłówek.

Po paru bezczynnych minutach poczułam pragnienie. Wstałam więc i ruszyłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam butelkę wody i upiłam łyk. Nagle rozbrzmiał się dzwonek do drzwi. Przeczesałam włosy ręką i z butelką w drugiej, poczłapałam otworzyć.

- witam, czy pani Martins? - wysoki mężczyzna w starszym wieku spojrzał na mnie spod swojej niebieskiej czapki.
- owszem, o co chodzi?
- mam tutaj list dla pani. - posłał mi nikły uśmiech i wręczył mi małą, białą kopertę.
- dziękuję. - rzuciłam cicho, spoglądając na mój własny adres, wypisany czarnym tuszem i śmiesznym charakterem pisma. Nie zauważyłam nawet, że listonosz odszedł, a ja stoję jak głupia i wpatruję się w kawałek kartki. W końcu się otrząsnęłam i zamknęłam drzwi. Wróciłam do pokoju, a w dłoni wciąż trzymałam kopertę, nie mogąc uwierzyć w jej istnienie.

- nie, to niemożliwe.. to nie on. - mówiłam do siebie. Odwróciłam kopertę i moim oczom ukazało się imię, nazwisko i adres Louis'a. - a jednak.. - uśmiechnęłam się pod nosem i z przesadną ostrożnością, odłożyłam kopertę na mały stolik. Postanowiłam, że przeczytam to co napisał dopiero wieczorem. Odetchnęłam głośno i wróciłam do kuchni.


Kiedy nadszedł wieczór, zrobiłam sobie ogromny kubek gorącej czekolady. Chwyciłam za niego i kopertę i wyszłam na ogródek. Zasiadłam w ogromnym, wiklinowym fotelu i odłożyłam kubek na stolik. Wpatrywałam się w kopertę, przejeżdżając opuszkami palców po zaschniętym tuszu. Odetchnęłam i włożyłam słuchawki do uszu. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę, napiłam się gorącej czekolady i oparłam o poduszkę. Wzięłam głęboki oddech i powoli zaczęłam rozrywać kopertę. Teraz myślę, że robiłam to zbyt ostrożnie. Jak gdybym miała w rękach coś niesamowicie kruchego i bardzo ważnego. Wyjęłam kartkę i zanim jeszcze zaczęłam czytać, przytknęłam ją sobie do nosa. To moje kolejne dziwactwo. Zawsze wącham karty nowo kupionych książek czy też listów. Kiedy się zaciągnęłam, w nozdrzach poczułam niesamowicie męski i piękny zapach.

- czyli tak właśnie pachnie.. - szepnęłam do siebie, a kąciki moich ust podniosły się nieznacznie. Odetchnęłam po raz kolejny i w końcu zaczęłam czytać.

"Droga Sky,
Może nie zaczynam zbyt oryginalnie, ale jakkolwiek nie zaczynałem, wciąż wydawało mi się, że brzmi to głupio. Po pierwsze chciałbym podziękować Ci z całego serca za niesamowite i podnoszące na duchu słowa. Wiedz, że bardzo doceniam to, że jesteś. A przede wszystkim to, że wciąż we mnie wierzysz. Nigdy nie spodziewałem się takiej niespodzianki, jaką był Twój list. Będę szczery, pisząc, że była to jedna z najlepszych niespodzianek w moim życiu. Pisząc to wszystko, wciąż uśmiecham się jak głupi do zwykłego kawałka papieru. No cóż, już taki jestem. Bardzo długo zbierałem się, by odpisać. Nie dlatego, że mi się nie chciało, czy nie miałem czasu. Po prostu nie miałem pojęcia co tak właściwie mam napisać. Nie chcę wyjść na jakiegoś tępego głupka, ale nie jestem dobry w takich sprawach. Mam nadzieję, że docenisz ile potu włożyłem w ten krótki list. Tak, teraz znowu się śmieję. Ostatnio graliśmy koncert w Londynie. Był transmitowany, podobno na cały świat. Zastanawiam się czy może go oglądałaś? Jeśli tak, to co o nim sądzisz? Jak nam poszło? Przyznam szczerze, że od bardzo dawna nie bawiłem się tak dobrze jak wtedy. A teraz muszę przyznać Ci się do czegoś głupiego. Śpiewając naszą ostatnią piosenkę, miałem w głowie właśnie Ciebie. Bo ona zaczęła kojarzyć mi się z nadzieją. Nadzieją, którą we mnie rozbudziłaś. 
Może uznasz to za dziwactwo, jednak postanowiłem podzielić się z Tobą swoimi myślami. Również nad tym bardzo długo się zastanawiałem. Czy ma to w ogóle jakiś sens? Czy przejmiesz się zrzędzeniem kompletnie nieznanego Ci kolesia? Postanowiłem jednak zaryzykować. Mimo, że mam świetnych przyjaciół nie potrafię już rozmawiać z nimi tak jak kiedyś. Nie potrafię zdradzić im wszystkich swoich myśli. Od bardzo dawna zastanawiam się nad swoim życiem. Czy to co robię ma w ogóle jeszcze jakiś sens? Bo coraz częściej zaczynam w to wątpić. Jedyne co trzyma mnie przy śpiewaniu jesteś Ty i reszta fanów. Jesteście dla mnie energią. I bardzo to doceniam. Zastanawiam się bardzo intensywnie nad jedną sprawą. Myślisz, że chory rozum można odróżnić od chorej duszy? Pytam z ciekawości. Ja miałem chore wszystko. Każdą pojedynczą komórkę. Ale to już minęło. Może nie jestem całkiem zdrowy, ale z pewnością jestem uleczony. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Odpisz proszę jeśli tylko będziesz miała ochotę. Podam Ci swój prywatny adres. Ach, zapomniałbym. Chłopaki również przekazują ogromne buziaki. Ja osobiście bardzo się cieszę z Twojego buziaka. Uwielbiam zapach truskawek. Teraz już zawsze będzie kojarzył mi się właśnie z Tobą. 
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję. Za wszystko. 
Louis."

Czytałam wszystko od początku co najmniej pięć razy. Nie mogłam uwierzyć, że mi odpisał. Pomyślałam, że mam cholerne szczęście. Pisząc do Niego tylko przez sekundę miałam nadzieję, że odpiszę. A on sprawił mi tak niesamowitą niespodziankę. Przejechałam opuszkiem palca po Jego imieniu i uśmiechnęłam się. A jednak - wszystko jest możliwe.

Trzymając kurczowo przy sercu list od Louis'a, spojrzałam w niebo. Ciekawe jakie niebo on teraz widzi. Zmrużyłam oczy i odetchnęłam. Tego wieczora wiedziałam na pewno, że nie usnę.


* Londyn *

Ten tydzień zapowiadał się bardzo pracowicie. Od poniedziałku, po sobotę nie było miejsca na własne plany. Kilka sesji zdjęciowych, nagranie piosenek na nową płytę, wywiady w telewizji i radiu. Nie mogło zabraknąć oczywiście czegoś, co kochaliśmy najbardziej czyli koncertów. Jeździliśmy po całym kraju. Kiedy wyjeżdżałem z Londynu trochę się denerwowałem. Nawet jeśli mi odpisze, będę musiał poczekać aż nasza krótka trasa się skończy. Od zawsze byłem bardzo niecierpliwy, ale oczekiwanie na odpowiedź od Sky przekraczała wszelkie granice. Wciąż zastanawiałem się kim ona jest. Gdzie tak właściwie mieszka i czy przypadkiem nie zdarzyło mi się spotkać jej kiedyś na ulicy. Zapatrzeć się w jej z pewnością piękne oczy. Być kompletnie nieświadomym tego, że to właśnie ta dziewczyna dała mi nową nadzieję. 



*wykorzystany cytat autorstwa J.L Wiśniewskiego.


sobota, 10 maja 2014

3."Wróciłem. Z jednym postanowieniem: zapchać tę czarną dziurę w duszy."

Nikomu nie pokazałem co tak właściwie napisane jest w liście, który dostałem. Z niewiadomych mi powodów, nosiłem go przy sobie. W portfelu. Kiedy miałem zły humor, zawsze go wyciągałem i czytałem od nowa wszystkie słowa sklejone w zdania, dotykając opuszkami zaschniętego tuszu. To dawało mi siłę, dawało szczęście i energię. Wciąż jednak nie zdobyłem się na to by odpisać. Podziękować za to wszystko co ten jeden list zrobił z moimi myślami. Podziękować za wsparcie, które tak wiele dla mnie znaczyło.

Kolejny ciężki dzień i wieczorny koncert. Siedziałem z chłopakami w jednej z naszych ulubionych knajp i zajadaliśmy się ogromnym zamówieniem, które załatwił Niall. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy. Nawet kawałki jedzenia nauczyły się latać. Czułem na sobie ciągły wzrok Liam’a. Spojrzałem na niego pytająco. Uśmiechnął się do mnie i powrócił do dłubania w swoim talerzu. Poczułem jak do mojej twarzy przykleja się kawałek sera. Automatycznie spojrzałem z groźną miną na Niall’a. siedział wyszczerzony, z wypchanymi policzkami.

- wiesz, że to oznacza zemstę? – rzuciłem poważnym tonem. Wzruszył jedynie ramionami i powrócił do dalszego jedzenia. Chwyciłem w dłoń resztki mojego dania i rzuciłem nimi w blondyna. Tak właśnie udało mi się rozpętać kolejną bitwę. Wszyscy tak naprawdę mieliśmy gdzieś, że reszta ludzi znajdujących się w knajpie patrzy na nas, robiąc wielkie oczy.

W końcu nadszedł wieczór, a co za tym idzie przygotowania do wyjścia na scenę trwały. Wszystko szło gładko. Wejście, pierwsze piosenki. Byłem całkowicie w swoim żywiole. Razem z chłopakami i fanami bawiliśmy się świetnie. Nadeszła pora na ostatnią piosenkę – Story of my life. Ustawiliśmy się na środku sceny i patrząc na publiczność, Harry zaczął swoją zwrotkę. Nie wiem dlaczego, ale ta właśnie piosenka zaczęła mi się nagle kojarzyć z tajemniczą Sky. Wzrokiem odnalazłem kamerę i patrząc prosto w nią, śpiewałem wraz z chłopakami. W głowie miałem nieznajomą dziewczynę i w myślach również dedykowałem naszą piosenkę właśnie jej. Po cichu miałem małą nadzieję, że ogląda nasz występ. Że może domyśli się, że to dla niej. Nie, jestem głupi. Czasem chyba kompletnie nie myślę racjonalnie…

Po występie pożegnaliśmy się ze wszystkimi i pełni energii zbiegliśmy ze sceny. Opadłem wykończony na skórzaną kanapę w garderobie i odetchnąłem. Chłopaki jak zwykle zaczęli się wygłupiać i dyskutować na temat koncertu. Ja jednak wyłączyłem się kompletnie. Wyjąłem z portfela list i zacząłem go czytać z uśmiechem na twarzy.

- mam nadzieję, że podobał ci się występ. – szepnąłem do siebie.
- stary, gadasz do kartki? – usłyszałem i podniosłem głowę. Moim oczom ukazał się zdziwiony, ale wyszczerzony Zayn.
- tak jakoś wyszło. – odwzajemniłem gest. – to co, gdzie świętujemy?

~*~

Po długim i wyjątkowo udanym wieczorze wróciłem do domu. Byłem lekko wstawiony, więc wszystko bardzo mnie bawiło. Włączyłem telewizor i opadłem przed nim z kolejnym piwem w ręku. Przelatywałem wszystkie kanały po kolei, ale niestety na nic wyjątkowo ciekawego nie trafiłem. Nagle poczułem w sobie niezwykłą chęć podzielenia się wrażeniami z dnia dzisiejszego ze Sky. Chwyciłem za kartkę i długopis i siadając na podłodze, nachyliłem się nad papierem, zastanawiając się jak zacząć.

„Kochana Sky..”

- nie, to będzie dziwnie wyglądało.. – stwierdziłem na głos, stukając się długopisem po brodzie. Szybko skreśliłem pierwsze słowa i po dłuższym zastanowieniu, zacząłem od początku.

~*~

* Los Angeles *

Tego dnia zajęcia na uczelni skończyłam wyjątkowo wcześnie. Zdziwiłam się, że profesor okazał nam łaskę. Szczęśliwa, wracałam do domu moją ulubioną drogą. Wchodząc na plażę, zdjęłam buty i bosymi stopami brodziłam po gorącym piasku. W głowie wciąż miałam myśl, która od paru dni nie dawała mi spokoju. Czy mój list dotarł do właściwej osoby? Jeśli tak, to czy go przeczytał? Ciekawe co czuł widząc jakie głupoty mu napisałam.

- ciekawe czy w ogóle przejął się treścią mojego marnego listu.. – spytałam samą siebie, wpatrując się w horyzont. Opadłam na piasek i z torby wyjęłam szkicownik. Zanim zaczęłam cokolwiek rysować, na  uszy włożyłam słuchawki. Wybrałam ulubiony utwór i zmrużyłam oczy, wczuwając się w pierwsze dźwięki. Czułam jak wiatr delikatnie pieści moje rozgrzane policzki. Czułam jak słońce praży moją twarz. Zakopałam stopy w ciepłym piasku i odetchnęłam. Ponownie spojrzałam na horyzont. Uśmiechnęłam się pod nosem. 


Ciekawe co On teraz widzi. Deszczowe ulice miasta i pędzących gdzieś ludzi? A może piękne, zielone pagórki? Odetchnęłam i nachyliłam się na wciąż jeszcze czystą kartką szkicownika. Zaczęłam nucić pod nosem, a moja ręka sama kreśliła konkretne kreski, przeradzające się w kształty. 


Kiedy w końcu zaczęło się ściemniać, a mnie powoli zaczynało to przeszkadzać w rysowaniu, wrzuciłam wszystkie swoje rzeczy do torby i wstałam. Przeciągnęłam się, jednocześnie wydychając piękny zapach oceanu. Zarzuciłam torbę na ramię i wolnym krokiem ruszyłam do domu.



Wzięłam szybki prysznic i z miską płatków, zasiadłam przed telewizorem. Co prawda było dobrze po dwudziestej, jednak ja uwielbiałam jeść płatki właśnie o takiej porze. To jedno z moich licznych dziwactw. Przelatując po kanałach, trafiłam na jakiś muzyczny. Jak się później okazało, trafiłam bardzo dobrze ponieważ transmitowano koncert One Direction. Rozsiadłam się wygodnie i zaczęłam jeść, kiwając się w rytm. Raz na jakiś czas zdarzało mi się nawet śpiewać, przez co połowa jedzenia wypadała mi z buzi. Z każdą kolejna piosenką, upewniałam się w podziwie w stosunku do chłopaków. Oni naprawdę mieli ogromny talent, a ich zachowanie i relacje z fanami były genialne. 


Nadeszła pora na ostatnią piosenkę. Od pierwszego dźwięku, wiedziałam co chłopcy planują zaśpiewać. Uśmiechnęłam się, bo to właśnie "Story of my life" było moim ulubionym utworem. Cała piątka tak cholernie bardzo wczuwała się w każde słowo. Cieszyłam się, że nie śpiewają tego na "odwal się", żeby tylko coś zaśpiewać. Kołysałam się w rytm i nuciłam wraz z Harry'm. Kiedy jednak nadeszła zwrotka Louis'a, miałam wrażenie, że widzę coś nieprawdopodobnego. Zanim jeszcze zaczął śpiewać, bezgłośnie powiedział coś na podobieństwo "to dla ciebie.." jednak nie zrozumiałam imienia. Jako, że jestem fanką, wmówiłam sobie, że to właśnie o mnie chodziło. Uśmiechnęłam się i wpatrywałam w jego skupioną twarz. Jego niebieskie oczy nie odrywały się od kamery. Widać było, że wczuwa się niesamowicie w to co i dla kogo śpiewa. 


- ciekawe cóż to za szczęściara- zaśmiałam się sama do siebie, kiedy koncert się skończył. 


Odłożyłam brudne naczynie do kuchni i przebrawszy się w piżamę, ułożyłam się w swoim wygodnym łóżku. Przed snem, jak zawsze z resztą, wyciągnęłam swoją ulubioną książkę. 


Kiedy w końcu zamknęłam oczy, widziałam niebieskie ślepia i ten niesamowity uśmiech, za którym ukryty był smutek i zmęczenie. 


- dobranoc Louis. - wyszeptałam.



* Londyn *


- dobranoc Sky. Gdziekolwiek teraz jesteś i cokolwiek robisz. - uśmiechnąłem się pod nosem i zamknąłem oczy, trzymając rękę pod poduszką, gdzie schowałem Jej list. 


piątek, 9 maja 2014

2."Poczułem coś, co ludzie normalnie nazywają radością."

Siedziałem wraz z chłopakami w pokoju, który miał nam służyć za garderobę przed kolejnym wywiadem telewizyjnym. Mimo, że minął już miesiąc odkąd świat dowiedział się o moich problemach, ja wciąż cholernie bałem się pytań, które za pewno padną w moją stronę. Niby przygotowałem się do każdego wywiadu naprawdę długo, nie byłem tak pewny siebie jak kiedyś. Miałem jednak niekończące się oparcie w chłopakach.
Usłyszałem niski, zabawny śmiech, który pasował tylko do jednego z moich przyjaciół. Odwróciłem głowę w stronę blondyna, siedzącego na stoliku, machającego nogami i znów pałaszującego jakieś dobra.

- Lou, słyszałeś? Hazza mnie czasami przeraża z tymi swoimi żarcikami – zwrócił się do mnie Niall. Potrząsnąłem głową, a chwilę potem zostało mi opowiedziane to co mnie ominęło. Uwielbiałem tych chłopaków. Dzięki nim na mojej twarzy znów gościł uśmiech. Tak bardzo się śmiałem, że w kilka sekund znalazłem się na podłodze. Dla jasności, sam kawał nie rozbawił mnie tak jak reakcje Niall’a i duma Styles’a. Musiałem się w końcu pozbierać i wrócić do poprzedniej pozycji. 

Kiedy tylko usadowiłem się na krześle, do pokoju wszedł mężczyzna, który zaprosił nas na wywiad. Wszyscy w jednym momencie, wzięliśmy głęboki oddech i ruszyliśmy za mężczyzną. Nie zdążyłem jednak wyjść z pokoju, kiedy wpadł na mnie Paul, trzymając w ręku jakąś małą kopertę.

- Louis, mam tu coś do ciebie – zaczął, wręczając mi błękitną kopertę – ale przeczytaj go potem. Zaraz zaczynacie. Leć, ja go jeszcze przetrzymam – stwierdził, wyrywając mi kawałek papieru z dłoni i ponaglając gestem.


Zasiadłem na skórzanej kanapie pomiędzy Zayn’em, a Liam’em. Wcześniej spokojny, teraz zacząłem denerwować się coraz bardziej. Bawiłem się palcami i słuchałem co ciekawego mówi dziennikarz, przeprowadzający z nami wywiad. Padło kilka pytań o nasz nowy album, trasę koncertową i standardowo o życie prywatne. I tego bałem się najbardziej. Nagle usłyszałem swoje imię i oczy wszystkich skierowały się w moją stronę.

- Louis, mam pytanie, które dręczy ogromną liczbę fanów – zaczął mężczyzna – czy twoja przygoda z narkotykami się skończyła? Czy może masz jednak jeszcze jakieś ciągoty? – spojrzał na mnie, a ja czułem jak jego wzrok wywierca dziurę w mojej głowie. Czułem na sobie wzrok publiczności, mnóstwo kamer skierowanych właśnie na mnie. przełknąłem ślinę i zastanawiałem się jak zacząć.

- ja.. – wydukałem, jednak nie dane mi było dokończyć. Z opresji uratował mnie Liam.
- ten temat został już chyba wyczerpany w ostatnim wywiadzie. Myślę, że nie ma tutaj nic do dodania. – stwierdził sympatycznym tonem i szybko zmienił temat. Reszta chłopaków zaczęła się wygłupiać, a ja odetchnąłem. Byłem im bardzo wdzięczny. Czułem jak ogromny kamień spada mi z serca. Pół godziny później wywiad na szczęście się skończył i radosnym krokiem powróciliśmy do garderoby. Zabraliśmy wszystkie swoje rzeczy i ruszyliśmy do busa, który miał nas zawieźć na zaplanowaną sesję zdjęciową do jakiegoś magazynu.


Właśnie zakładałem koszulkę, gdy do pokoju wszedł Paul. Zlustrował nas wszystkich, bo przecież sam musi wszystkiego dopilnować. Odwrócił się i już miał wyjść, kiedy o czymś sobie przypomniał. Wyjął z kieszeni małą kopertę i podszedł do mnie.

- zapomniałbym. Proszę – wręczył mi kopertę i wyszedł z pokoju. Przez dłuższą chwilę stałem bez ruchu wpatrując się w niebieski papier trzymany w dłoniach.
- co to? – głos Harry’ego wyrwał mnie z zamyślenia. Otworzyłem kopertę i wyjąłem z niej równie błękitną kartkę.
- to list – rzuciłem. Opadłem na pobliską kanapę i odrzuciwszy kopertę wziąłem się za czytanie. Z każdym słowem, tak starannie zapisanym, na mojej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech. Tak bardzo pogrążyłem się w czytaniu, że zapomniałem o otaczającym mnie świecie.

„Drogi Louis’ie,
Bardzo długo zbierałam się, by w ogóle do Ciebie napisać. Przepraszam. Powinnam zrobić to o wiele wcześniej. Wciąż jednak coś mi nie pasowało. Wszystko co napisałam od razu skreślałam, by po chwili napisać to samo. Jestem pewna, że dostałeś i dostajesz mnóstwo takich listów, mnóstwo pocieszających słów i dobrze rozumiem dlaczego. Jesteś  naprawdę niesamowitym człowiekiem, który się po prostu pogubił. Ale przecież to ludzka sprawa, nieprawdaż? Każdy z nas ma w życiu okres, w którym nie potrafi poradzić sobie z samym sobą i swoimi emocjami. Wiem co mówię, bo kiedyś przeżyłam to co Ty. Jedyną różnicą jest to, że Ty masz rzeszę wiernych fanów, którzy naprawdę Cię kochają i wspierają. I ja jestem jedną z nich. Jestem z Wami od samego początku i z każdym dniem i każdą informacją o Waszych postępach, sukcesach, czuję się coraz bardziej dumna. Zupełnie jakbyście byli moją rodziną. Moimi kochanymi braćmi. Tak, ja wiem, że to głupie, może trochę dziecinne. Jednak nie mogłam się powstrzymać. Siedzę sobie właśnie na plaży i oglądam zachód słońca. Moją twarz smaga delikatny wiatr, a ja podziwiam piękne widoki. W słuchawkach śpiewacie mi właśnie Wy. Od zawsze byliście moim lekarstwem na smutek, energią na nowy dzień. Po prostu częścią mojego życia. Bardzo się cieszę, że Wam się udało i pamiętaj, że już zawsze będę Was, a przede wszystkim Ciebie, wspierała. Pamiętaj, że nigdy nie będziesz sam. I uważaj na siebie uważnie. Bardzo Cię o to proszę.
PS.: Niesamowicie bardzo cieszę się, że w końcu napisałam. Jestem pewna, że nie będziesz miał czasu i ochoty, by mi odpisać. Nawet się na to nie nastawiam. Jednak na wszelki wypadek i z małą nutką nadziei podaje swój adres. Gdybyś kiedykolwiek poczuł się samotnie lub po prostu smutno, napisz.
Załączam ogromne buziaki o smaku truskawkowej pomadki, dla Ciebie i reszty Chłopców.
Sky.”

Czytałem ten list jeszcze parę razy. Mój uśmiech coraz bardziej się powiększał. Nie sądziłem, że zwykły list od fanki może wzbudzić we mnie tak wiele pozytywnych uczuć.

- co tam jest, że się tak szczerzysz? – usłyszałem głos Niall’a. dopiero wtedy podniosłem głowę. Czwórka moich przyjaciół wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem. 

Uśmiechnąłem się i przekazałem im buziaki od Sky. Złożyłem list i włożyłem go do kieszeni. Parę minut później, do pokoju weszły nasze stylistki. Znów rumor, chaos i pośpiech. jeszcze dzisiejszego ranka byłbym wszystkim przytłoczony, zmęczony. Jednak teraz czułem w sobie mnóstwo energii. Znów zaczynałem zachowywać się jak kiedyś.

~*~

Wróciłem do domu późnym wieczorem. Opadłem wykończony na kanapę. Potrzebowałem ciszy i odpoczynku. Położyłem się i wyjąłem z  kieszeni spodni błękitną kartkę. Nie wiem dlaczego, ale znów wzięła mnie ochota by przeczytać to co napisała tajemnicza Sky. Obracałem kartkę między palcami. Okazało się, że na jej drugiej stronie widnieje adres dziewczyny. Długo wpatrywałem się w cyfry i literki, zastanawiając się czy odpisać. Miałem ogromną ochotę, by podziękować jej za te niesamowite słowa, jednak nie miałem pojęcia co właściwie odpisać. I jak. Nigdy nie byłem w tym dobry. Wciąż rozmyślając, poczułem jak powoli odpływam. 


czwartek, 1 maja 2014

1. "Pomóżcie mi, błagam, bo za chwilę rozsypię się na maleńkie kawałeczki."

W naszym życiu mamy mnóstwo marzeń. Mnóstwo celów, do których spełnienia dążymy. Staramy się ze wszystkich sił robić wszystko, by spełniać te marzenia. Wierzymy. Wierzymy, że jest to możliwe. I nie dopuszczamy do siebie słów ludzi, którzy twierdzą zupełnie inaczej. Ja miałem mnóstwo szczęścia. Moje największe marzenia spełniły się w tak absurdalnie krótkim czasie. Bo czymże są dwa lata?

Od małego uwielbiałem muzykę, teatr. Marzyłem, że w przyszłości zostanę świetnym aktorem albo piosenkarzem. Za namową moich bliskich, postanowiłem spróbować swoich sił w pewnym programie, wyławiającym talenty. Tam właśnie poznałem czwórkę ludzi, którzy w bardzo krótkim czasie stali się dla mnie rodziną. Pokochałem ich zupełnie jak własnych, rodzonych braci. Teraz nie potrafię wyobrazić sobie dalszego życia bez chłopaków. Odkąd udało nam się przejść program, nie rozstajemy się praktycznie ani na chwilę. Trasy, wywiady, koncerty, fani. Wszystko to, prócz miłości do muzyki, sprawia, że czujemy się jak jedna wielka, zwariowana rodzina. Kocham naszych fanów najmocniej na świecie. to oni dają mi siłę i motywację. Gdyby nie oni już dawno bym odpuścił. Nawet jeśli w grę wchodziłoby spełnienie mojego największego marzenia.

Często zdarza się tak, że ludzie kręcący się w świecie show biznesu mają tak słabą psychikę, że nie wytrzymują stałej presji, wywieranej na nich przez dziennikarzy, społeczeństwo. Od zawszy myślałem, że ja do takich osób nie należę. Niestety, pomyliłem się. I to bardzo. Okazało się, że mimo pozorów, jakie starałem się utrzymywać, jestem bardzo słaby psychicznie. Niektóre sprawy aż za nadto mnie przytłaczają. I mimo, że mam czwórkę najlepszych przyjaciół i rodzinę, zacząłem próbować powoli przeróżnych środków odurzających. Najpierw były to leki uspokajające, w bardzo dużej ilości. Później jednak, w całkowitej tajemnicy przed chłopakami, próbowałam mocniejszych rzeczy. Kokaina, różnego pochodzenia tabletki, heroina - te rzeczy nie były mi obce. Oczywiście prochy nie wystarczały. Musiałem je zapijać i tak właśnie zaczęły się moje problemy z alkoholem. Z całych sił starałem się, by nikt się o tym nie dowiedział. Nie chciałem przede wszystkim zawieźć chłopaków i rodziny, bo wiedziałem co oni o tym sądzą. Niestety kłamstwo ma bardzo krótkie nogi. I bardzo trudno jest mieć jakiekolwiek tajemnice, kiedy jest się osobą publiczną. Cały świat dowiedział się o moich problemach. Byłem przerażony. Nie miałem pojęcia co robić i nie potrafiłem spojrzeć chłopakom w oczy. Dokładnie tak jak mojej matce.

Byłem pewny, że wszyscy się ode mnie odwrócą, a zespół, który z chłopakami tworzyliśmy z taką pasją i miłością, rozpadnie się jak domek z kart. Byłem również przekonany, że wszyscy fani z ogromnym żalem, odwrócą się ode mnie. Okazało się jednak, że pomyliłem się. i to bardzo. Było oczywiście mnóstwo niezbyt miłych i karcących komentarzy ze strony mediów. Spora liczba osób stwierdziła, że nie ceni nas już tak jak kiedyś. Dzięki chłopakom i ogromnej ilości listów, które dostawałem, potrafiłem się pozbierać, wziąć się w garść i porzucić moją dawną, całkowicie destrukcyjną ścieżkę, którą podążałem.

Wspomniałem o listach od fanów. Dostawałem mnóstwo maili, wiadomości na portalach społecznościowych, gdzie miałem konta. Jednak najbardziej zaskakujący był list, który dostałem od jednej z naszych fanek. Dlaczego? Ponieważ w dobie komputerów i elektroniki, która praktycznie zawładnęła całym ludzkim życiem, ja dostałem zwykły, papierowy list. Literki, składające się w słowa. Słowa składające się w zdania. A to wszystko na uroczej, niebieskiej papeterii, pachnącej kwiatami. Kiedy pierwszy raz dostałem do rąk małą kopertę, byłem w ogromnym szoku. Jednak otwierając ją i czytając pierwsze słowa, zapisane pięknym charakterem pisma, na mojej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech.



Kochałem i doceniałem wszystko co robią dla nas fani. Jednakże ten jeden jedyny list, wysłany w tak prostej i starodawnej formie był dla mnie czymś najbardziej wyjątkowym. A słowa w nim zapisane, od samego początku dodawały ogromnej otuchy.