poniedziałek, 30 czerwca 2014

9."Bo ja się tak boję, że coś się stanie i ja się obudzę, i dowiem się, że ten sen miał ktoś zupełnie inny."

* Los Angeles *

Tego dnia obudziłam się wyjątkowo wcześnie. Nigdy dotąd nie otwierałam oczu wraz ze wschodem słońca. Odwróciłam głowę w stronę okna, a jasne promienie od razu zaatakowały moje, jeszcze nie do końca otwarte oczy. Zmrużyłam je, przetarłam i bardzo powoli usiadłam na łóżku. Przeciągnęłam się i podeszłam do uchylonego okna. Opierając dłonie na mahoniowym parapecie, wychyliłam się, wciągając świeże, poranne powietrze. Mrużąc oczy, wdychałam powietrze, którego zapachem był zmieszany aromat kwiatów rosnących w ogrodzie sąsiadów i piękny zapach oceanu, który uwielbiałam. Wiatr smagał moje blade policzki, a ja czułam w sercu, że ten dzień będzie wyjątkowym. W końcu to właśnie tego dnia miała odbyć się moja wystawa. Odetchnęłam po raz ostatni i wolnym krokiem ruszyłam do szafy, gdzie wybrałam ubrania. Czekało mnie mnóstwo pracy związanej z dopilnowaniem i zapięciem wszystkiego na ostatni guzik.Po długim i orzeźwiającym prysznicu, zasiadłam w kuchni z talerzem kanapek i ogromnym kubkiem kawy. Sama nie wiedziałam po co właściwie narobiłam sobie tyle jedzenia. Byłam zbyt zdenerwowana, by przełknąć choć jedną kanapkę. Wiedziałam jednak bardzo dobrze, że jeśli czegoś nie zjem, będę czuła się jeszcze gorzej. Wmusiłam więc w siebie połowę kanapki i chwytając za czerwony kubek, zgarniając po drodze paczkę papierosów, wyszłam na taras.

W galerii byłam już od paru godzin i ani na sekundę nie usiadłam. Latałam od jednej sali do drugiej, tłumacząc całej ekipie swoje koncepcje. Nie miałam czasu na myślenie o niczym innym. W końcu udało mi się przysiąść. Swoje miejsce znalazłam na jednej z nielicznych ławek stojących przed galerią, w malutkim skwerze. Oparłam się dłońmi, odchyliłam głowę i wystawiłam twarz na promienie słoneczne, uspokajając i porządkując myśli. Dopiero w tamtym momencie przypomniałam sobie, że przecież tego samego dnia Chłopcy z One Direction mają swój koncert właśnie tutaj, w Los Angeles. Uśmiechnęłam się pod nosem, jednak ten uśmiech bardzo szybko zmienił swój kształt. Spuściłam głowę, odetchnęłam ciężko i otworzyłam oczy. Cholernie żałowałam, że nie będzie mi dane zobaczyć tego, z pewnością, niesamowitego show.

- Sky! Gdzie ty jesteś! - Usłyszałam znajomy głos, a chwilę potem, ujrzałam czarne trampki. Uniosłam głowę i uśmiechnęłam się do Luke'a, jednego z fajniejszych i sympatyczniejszych ludzi z roku, który zdeklarował się
pomóc mi z wystawą.
- Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. - Rzuciłam, ponownie spuszczając głowę.
- Chodź, znowu mają jakieś problemy. Te tępaki nie potrafią sobie z niczym poradzić. - Zaśmiał się niskim głosem i wyciągnął w moją stronę dłoń. Posłałam mu po raz kolejny uśmiech, chwyciłam jego rękę i ruszyliśmy do oszklonego budynku galerii.

* Londyn *

Tego dnia obudziłem się wyjątkowo wcześnie. Kiedy spojrzałem na zegarek, aż zaśmiałem się z wrażenia. Nie pamiętam kiedy ostatni raz, z własnej woli powitałem dzień o piątej rano. Odłożyłem telefon i z
powrotem ułożyłem głowę na poduszce. Zamknąłem oczy z zamiarem dalszego spania, ale myśli szalejące w mojej głowie nie pozwalały mi się wyciszyć. Odetchnąłem i bardzo powoli podniosłem się do pozycji siedzącej. Przetarłem oczy i przeciągnąłem się. Wyjrzałem przez okno. Przywitał mnie rzęsisty deszcz, czyli pogoda niezmienna już od tygodnia.

Zeskoczyłem z łózka, uchyliłem okno i po wybraniu wygodnych na podróż ciuchów, skierowałem się do łazienki. Po porannej toalecie, wsadziłem głowę do lodówki, zastanawiając się co dobrego można zjeść w tak piękny, deszczowy poranek. Z wielkim talerzem jajecznicy i jeszcze większym kubkiem herbaty, zasiadłem przed telewizorem. Jednak zamiast skupić się na tym co właśnie leciało, grzebałem widelcem w usmażonych jajkach, a w głowie porządkowałem sobie swój "genialny" plan. Po godzinie dłubania w talerzu, odłożyłem naczynia do zmywarki i przeciągnąłem się. Spojrzawszy na zegarek, stwierdziłem, że mam jeszcze grubo ponad sześć godzin wolnego czasu. Odetchnąłem i postanowiłem sprawdzić czy na pewno wszystko spakowałem. Mimo, że zająłem się dopakowywaniem, liczeniem koszulek lub zmienianiem tego co spakowałem w zupełnie co innego, w głowie wciąż miałem jedno imię. Z każdą kolejną minutą stawałem się coraz bardziej niecierpliwy.

Jeszcze nigdy cztery godziny nie minęły mi w tak żółwim tempie. Pakowałem się i rozpakowywałem chyba z piętnaście razy. Wciąż coś mi się przypominało, a kiedy ostatecznie skończyłem i opadłem na kanapę, czułem, że zaraz dostanę świra. Odetchnąłem i z nadzieją, spojrzałem na zegarek. Do odlotu miałem jeszcze dwie godziny.

- Najwyższa pora ruszać! - Rzuciłem do siebie radośnie i podniosłem się z kanapy. - Przecież zanim dojadę na lotnisko.. - Tłumaczyłem sobie, chwytając za rączkę walizki i wyciągając ją z pokoju.
Już kilka niecierpliwych minut później, siedziałem w taksówce i obserwowałem mijane krajobrazy miasta, które musiałem opuścić na kilka miesięcy. Z jednej strony byłem przygnębiony, z resztą jak zawsze, kiedy rozstawałem się z Londynem. Z drugiej jednak strony moja ciekawość sprawiała, że byłem cholernie podekscytowany poznaniem nowych miejsc, nowego kontynentu i nowych ludzi.

- Czy moje piękne oczy mnie nie mylą? - Usłyszałem, podchodząc do ławek, ustawionych w hali lotniska. Paul stał jak wryty i uśmiechając się do mnie, kręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie mylą, ale nie wiem o co ci chodzi. - Odwzajemniłem uśmiech.
- Zawsze pojawiałeś się tuż przed Malikiem, czyli jakąś godzinę później niż wszyscy. - Zaśmiał się i podał mi rękę na przywitanie. Uścisnąłem ją i opadłem na metalową ławkę, zakładając ręce za głowę i dyskutując z Paul'em.

* Los Angeles *

Do wystawy pozostały jedynie dwie godziny. Po ostatecznym dopięciu wszystkiego, postanowiłam wrócić do domu i się przebrać. Przecież muszę wyglądać znośnie na własnej wystawie. Pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam z galerii, podążając wciąż słonecznymi ulicami miasta. Nagle usłyszałam dźwięk klaksonu. Odwróciłam głowę i napotkałam uśmiechniętą twarz Luke'a, machającego mi z samochodu.

- Podwieźć cię? - Spytał z nieznikającym uśmiechem.
- Nie, poradzę sobie. Mam już całkiem niedaleko..
- Wsiadaj. - Zaśmiał się i jakby nie słysząc mojej odpowiedzi, nachylił się i otworzył mi drzwi. Pokręciłam głową i wsiadłam do jego czarnego Mustanga. Nigdy nie rozmawialiśmy za wiele, jednak tamtego dnia, w ciągu kilku godzin zdążyliśmy się bardzo dobrze poznać. Z mojej strony rodziła się nawet swego rodzaju sympatia. Dzięki chłopakowi, byłam w domu pół godziny wcześniej. Podziękowałam mu i obdarzając uroczym uśmiechem, ruszyłam w stronę drzwi.

Wzięłam ekspresowy prysznic i owinięta ręcznikiem, stanęłam przed szafą. Dopiero wtedy odczułam prawdziwy problem. Przecież nie miałam kompletnie niczego, co nadawałoby się na taką okazję. Miałam dwa miesiące, a o tej sprawie kompletnie nie pomyślałam. Ręce opadły mi wzdłuż ciała, kiedy przyglądałam się wszystkim ciuchom, które miałam. W końcu wybór padł na Małą czarną przed kolano i czarne szpilki. Przebrałam się i ruszyłam do łazienki, gdzie pociągnęłam usta czerwoną szminką a na powiekach narysowałam czarne kreski. Włosy zostawiłam rozpuszczone, lekko zmierzwione.

W galerii znalazłam się godzinę przed czasem. Nie potrafiłam odmówić sobie skontrolowania wszystkiego po raz setny. W pewnym momencie zostałam wygoniona przez Luke'a pod pretekstem papierosa. Stanęliśmy przed masywnymi, szklanymi drzwiami. Chłopak wyciągnął w moją stronę paczkę papierosów i uśmiechnął się zachęcająco. Odpaliłam i zaciągnęłam się, mrużąc oczy.

- Dlaczego właściwie wcześniej nie rozmawialiśmy? - Zaczął w pewnym momencie, wypuszczając dym ze swoich malinowych ust. Wzruszyłam jedynie ramionami, spoglądając na telefon. Niecała godzina dzieliła mnie od najważniejszych słów w moim życiu. Niecała godzina dzieliła mnie od spełnienia swoich marzeń.

~*~

Obudził mnie głośny śmiech. Leniwie otworzyłem oczy i wyjrzałem przez okno. Pod nami rozpościerał się krajobraz Los Angeles i niesamowity ocean. Słońce świeciło tak mocno, że musiałem od razu założyć okulary. Przeciągnąłem się i uśmiechnąłem pod nosem. Parę minut później lądowaliśmy już na Los Angeles International Airport. Kiedy znaleźliśmy się w hali, przywitały nas piski i okrzyki. Nie spodziewałem się, że mamy aż tyle fanów w Ameryce. Kroczyłem wraz z chłopakami z szerokim uśmiechem. Zatrzymywaliśmy się przy każdym, chcąc chwilę porozmawiać. Rozdaliśmy autografy, porobiliśmy sobie zdjęcia z fankami. To wszystko niestety nie potrwało długo. Czas gonił, mieliśmy zaplanowany wywiad , a przecież wieczorem miał odbyć się koncert. Szybko dotarliśmy do hotelu. Każdy z nas rozłożył się we własnym pokoju. Po odświeżeniu się, Paul wsadził nas do van'a i zawiózł na wywiad.

Po wszystkim nadeszła moja ulubiona część wyjazdu, czas dla nas. Pierwsze co zrobiłem po powrocie do hotelu to bieg do pokoju i znalezienie odpowiednich ciuchów. Stałem przed wielkim, okrągłym lustrem i dopinałem koszulę na ostatnie guziki, kiedy rozbrzmiało się pukanie do drzwi. Po zaproszeniu, do pokoju wkroczył wyszczerzony Zayn. Widziałem w odbiciu, jak lustruje mnie od góry do dołu i robi dziwną minę.

- Co? - Rzuciłem w końcu.
- Nic. Idziesz z nami na miasto? - Spytał, przeglądając się w lustrze i poprawiając włosy.
- Nie, mam trochę inne plany.- Odpowiedziałem, popychając go ramieniem i samemu poprawiając włosy.
- Jakie znowu plany? - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Nie interesuj się. - Wyszczerzyłem się, chwytając za telefon i wkładając go do kieszeni. - A teraz żegnam, wychodzę. - Wypchnąłem go z pokoju i zamknąłem  jasne, dębowe drzwi.

Stanąłem przed hotelem, nakładając na nos ciemne okulary i spojrzałem na trzymaną w dłoniach kartkę. Odetchnąłem i przywołałem taksówkę. Wskazałem starszemu mężczyźnie adres i już sekundę później, podziwiałem słoneczne ulice Los Angeles.

Zatrzymaliśmy się przed niewielkim skwerem. Zapłaciłem za kurs i wysiadłem z auta. Na końcu krótkiej alejki tłoczyła się spora liczba elegancko ubranych ludzi. Odetchnąłem, włożyłem kartkę do kieszeni, a okulary na nos i ruszyłem przed siebie. Zatrzymałem się przed dużymi, szklanymi drzwiami i rozejrzałem dookoła. Dopiero wtedy przypomniałem sobie, że tak naprawdę nikogo tu nie znam. Potrząsnąłem głową, dodałem sobie otuchy i wkroczyłem do środka. W całym pomieszczeniu słychać było przyjemną dla ucha muzykę. Ludzie przechadzali się, oglądając wywieszone dzieła i komentując je. Zdjąłem okulary ruszyłem w stronę pierwszego obrazu. Od pierwszego spojrzenia, zachwyciłem się. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy oglądałem kolejne dzieła. Niektóre były poważne, niektóre smutne, niektóre zabawne. Ona naprawdę miała ogromny talent. I mimo, że nie byłem wybitnym znawcą, byłem pod ogromnym wrażeniem i mogłem stwierdzić to z czystym sumieniem. Ukradkiem spoglądałem na reakcje innych gości. Ich miny wyrażały zachwyt i podziw. W tamtym momencie byłem dumny. Cholernie dumny. Jednakże jedna myśl nie dawała mi spokoju. Stanąłem pod ścianą i rozglądałem się dyskretnie. Przyglądałem się każdej młodej dziewczynie, widząc w niej właśnie Ją. Denerwowało mnie to strasznie, ale musiałem być cierpliwy. Przecież w końcu jakoś uda mi się ją poznać. Może ktoś nas sobie przedstawi, może mnie zauważy, może podsłucham czyjąś rozmowę na temat artystki?

~*~

Stałam za wielką zasłoną, oddzielającą mnie od wszystkich gości, krytyków i znajomych z roku. Bawiłam się palcami i przechodziłam z nogi na nogę. W tamtym momencie bolało mnie wszystko - brzuch, głowa, nogi, ręce. Cholernie się denerwowałam, jednak w mojej głowie szalały myśli, które zdobywały z każdą sekundą coraz większą przewagę. Louis. Wciąż myślałam o koncercie, o tym czy Chłopcy bezpiecznie dotarli do Los Angeles. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się uśmiechnięty Rektor.

- I co, jest pani gotowa? - Spytał radośnie.
- Ch..chyba tak. - Rzuciłam cicho, patrząc z zaciekawieniem na swoje palce.
- W takim razie pora zaczynać. - Stwierdził i odsłaniając zasłonę, wyszedł na wielką salę. Przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki oddech i ustawiłam się tuż za kotarą, czekając na wywołanie.
- Chciałbym państwu przedstawić artystkę i moją podopieczną, której prace dziś oglądamy. Cechuje ją niesamowita dbałość o szczegóły i dostrzeganie piękna we wszystkim na tym świecie, co mogli państwo zauważyć. Zapraszam serdecznie panią Sky Martins! 

Kiedy usłyszałam swoje imię, poczułam jak moje ciało drętwieje. Oblała mnie gęsia skórka, nie potrafiłam zrobić kroku. Poczułam jak ktoś mnie popycha i sekundę później przeraźliwie jasne światło oślepiło moje oczy. Usłyszałam brawa i dostrzegłam dłoń rektora, wyciągniętą w moją stronę. Odetchnęłam i chwyciłam ją, wchodząc na mały podest. Obróciłam się, stając twarzą w twarz z tłumem ludzi. Krytyków, którzy mogą sprawić, że poczuję w sobie niesamowitą motywację, lub mogą po prostu zmieszać mnie z błotem. Stanęłam na środku i dostałam do ręki mikrofon. Uśmiechnęłam się delikatnie i przyłożyłam go do ust. Zanim cokolwiek powiedziałam, miałam wrażenie jakbym w tłumie dostrzegła znajomą twarz. Zmrużyłam oczy, by przyjrzeć się bardziej. No tak, tylko mi się wydawało. Odetchnęłam i przywitałam się ze wszystkimi gośćmi, dziękując im za przybycie. Nienawidziłam występów publicznych, nienawidziłam kiedy taka grupa ludzi wpatruje się we mnie bez słowa. Nienawidziłam mówić do tłumu, gdy tak naprawdę nie miałam pojęcia co powiedzieć. Po wypowiedzeniu ostatniego słowa usłyszałam brawa. Uśmiechnęłam się szeroko, oddałam mikrofon i zeszłam z podestu. Ktoś coś jeszcze mówił, jednak ja już nie słyszałam żadnych słów. Stres jaki zżerał mnie od środka, sprawiał, że byłam głucha na wszelkie odgłosy.
W końcu, po parunastu nudnych minutach wstępu, ludzie rozeszli się po całej sali, podziwiając moje obrazy. Przypatrywałam się ich reakcjom, jednak w tamtym momencie nie potrafiłam wyczytać z ich twarzy żadnych emocji.

~*~

Stanąłem z boku i wytężyłem wzrok, słysząc imię i nazwisko autorki obrazów. Wstrzymałem oddech, widząc jak filigranowa, zestresowana dziewczyna wchodzi na podest. Kiedy się odwróciła, rzucając w naszą stronę uśmiech i krótkie spojrzenia, stanąłem jak wryty. Poczułem jak moje serce wali tak szybko i tak mocno, jak gdyby miało zaraz wyskoczyć z piersi. A więc tak wygląda. W moich najśmielszych wyobrażeniach nie potrafiłem stworzyć tak pięknej i intrygującej istoty. Kiedy się odezwała, moje ciało oblały przyjemne ciarki. Jej głos był dokładnie taki jak sobie wyobrażałem. Lekko zachrypnięty, a jednocześnie niesamowicie kobiecy i delikatny. Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy spojrzała w moją stronę. Mimo wszystko, miałem wrażenie jakby mnie nie dostrzegła. Kiedy schodziła z podestu, odprowadziłem ją wzrokiem. Odczekałem do zakończenia całego tego bezsensownego wstępu i ruszyłem w jej stronę.

~*~

Kiedy cały tłum się rozszedł, stanęłam przy oknie, z kieliszkiem szampana. Upiłam jedynie łyka. Przez moje gardło wciąż nie mógł przejść żaden inny płyn niż kawa, ani żadne jedzenie. Przyglądałam się widokom za oknem, modląc się w duchu, by nie oberwać za bardzo za swój wątpliwy talent. Nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Będąc pewną, że to Luke, odwróciłam się z uśmiechem. Kiedy zobaczyłam duże, lazurowe tęczówki i najpiękniejszy uśmiech na świecie, poczułam jak moje nogi stają się jak z waty. Całe moje ciało oblała gęsia skórka, a ja zapomniałam kompletnie jak się oddycha i mówi.




czwartek, 19 czerwca 2014

8."Słowami można zastąpić zapach i dotyk. Słowami też można dotykać. Nawet czulej niż dłońmi."

* Londyn *

Do koncertu zostało parę minut, a ja siedziałem zamknięty w garderobie i wpatrywałem się w literki składające się w te kilka niesamowicie pięknych słów. Przeczytałem ten list tysiące razy, w ciągu zaledwie kilku minut. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech, a moje serce z każdą sekundą biło szybciej. Co się ze mną działo? Nie miałem pojęcia. Ale wiedziałem, że jej list jest odpowiedzią na wszystkie moje pytania, które dręczyły mnie od jakiegoś czasu. 

- I czego się tak znowu cieszysz? - Usłyszałem niski głos Liam'a i podniosłem głowę. Wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem i rozbawieniem. 
- Chodzi o Sky.
- No mogłem się domyślić. Co te listy z tobą robią. - Zaśmiał się i usiadł obok. - Co tam u niej słychać?
- Wszystko super, tylko..
- Hm? - Spojrzał na mnie pytająco.
- Myślałem, że uda mi się ją zobaczyć. Ale nie będzie na koncercie, nie ma kasy.. - Spuściłem głowę. Musiałem coś wymyślić, by koniecznie, choć na jedną minutę, spojrzeć jej w oczy. 
- To może wyślij jej jeden? - Rzucił, a ja spojrzałem na niego, robiąc wielkie oczy.
- Ale ja jestem głupi..- Uderzyłem się w czoło.
- To nie nowość. - Stwierdził Liam, udając poważny ton i podnosząc się.
- Ale chwila...Mam lepszy pomysł. - Uśmiechnąłem się szeroko. 
- Niby jaki? 
- Zobaczysz. - Spojrzałem po raz ostatni na list i złożyłem go.
- Dobra Tomoo, chodźmy. - Zaśmiał się Liam i klepnął mnie w ramię z uśmiechem. 

Na scenę wchodziłem z uśmiechem tak ogromnym, jakiego nikt jeszcze nigdy chyba nie widział. W głowie wciąż plątał mi się pomysł, na który wpadłem. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by się z nią zobaczyć. Śpiewając i szalejąc z chłopakami, wciąż myślałem o naszej trasie po Europie, o zwiedzeniu Ameryki. O pojechaniu do Los Angeles i spojrzeniu Jej w oczy.

* Los Angeles *

Przez ostatnie dni, praktycznie codziennie przechadzałam się wszystkimi, najmniejszymi i najmniej znanymi uliczkami miasta. Siadałam na krawężniku, zamykałam oczy i głęboko oddychałam. Kiedy uchylałam powieki od razu wiedziałam co chciałabym uwiecznić w swoim obrazie. Nie malowałam jednak samych krajobrazów, czy przepięknych budynków. Czasem siadałam w najbardziej zaludnionym miejscu i obserwowałam. Od zawsze uwielbiałam patrzeć na ludzi, rozpoznawać ich uczucia, zastanawiać się o czym myślą i co ich spotkało danego dnia. Siedziałam po turecku na ławce, wyjmowałam szkicownik, czasem od razu płótno i malowałam. Malowałam przypadkowych ludzi, ich szczęście, smutek, ich pasje. Mimo, że bardzo skupiałam się na tym co najważniejsze, mimo, że miałam mnóstwo zaliczeń, w głowie wciąż miałam ostatnie słowa, które napisałam Louis'owi. Dopiero po tym jak wysłałam list, dopadły mnie wyrzuty sumienia. Przecież ja tam napisałam takie głupoty, że z pewnością przestraszy się moich słów. Upewniałam się z każdym kolejnym dniem, bo czekając na jego wątpliwą odpowiedź, czas dłużył mi się niesamowicie.


Minęły dwa tygodnie odkąd napisałam do Lou. Zazwyczaj odpowiedź przychodziła po tygodniu. I to był najdłuższy okres oczekiwania. Możecie uznać mnie za wariatkę, ale ja niemalże odliczałam dni. Czternastego dnia, z samego rana, opadłam bezwiednie na fotel i wpatrując się tępo w ekran telewizora, bawiłam się palcami. Wtedy nie wiedziałam co się ze mną dzieje, teraz mogę śmiało stwierdzić, że nieco uzależniłam się od listów. To chore i dziwne, ale niestety prawdziwe. Po godzinie bezczynnego siedzenia, podniosłam się i skierowałam do kuchni. Postanowiłam zrobić sobie w końcu coś do jedzenia. Nie byłam głodna, ale musiałam się czymś zająć, by choć na chwilę przestać myśleć o jednym. Wyjęłam z lodówki wszystko co potrzebne i zajęłam się przygotowywaniem. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Podreptałam więc z nożem w ręku i otworzyłam. W progu stanął już dobrze mi znany listonosz i uśmiechał się do mnie. Kiedy jednak zauważył co trzymam w ręku, jego mina zrzedła.

- Dzień dobry, czy mam się bać? - - Rzucił, patrząc znacząco na nóż.
- Nie, zapomniałam go odłożyć. - Zaśmiałam się - Ma pan coś dla mnie?
- A, tak, tak. - Otworzył swoją ogromną torbę pełną przeróżnej wielkości kopert i po dłuższym poszukiwaniu, wyjął małą, białą kopertę i wręczył mi ją. Podziękowałam mężczyźnie i po pożegnaniu się, zamknęłam drzwi. Przez chwilę stałam w jednym miejscu, przyglądając się czarnemu tuszowi, którym zapisany był mój adres. Odetchnęłam i wchodząc do pokoju, odłożyłam kopertę z przesadną ostrożnością. Zupełnie tak jak za każdym razem. Wróciłam do kuchni z postanowieniem dokończenia gotowania. List postanowiłam przeczytać wieczorem, na tarasie, przy kubku gorącej czekolady, czyli tak jak uwielbiałam najbardziej. Po wizycie listonosza, mój humor automatycznie się poprawił. Jednak mimo, że byłam szczęśliwsza, czułam gdzieś w głębi zdenerwowanie. Bałam się przeczytać to co napisał Louis. Bałam się, że moje złe myśli mogą się sprawdzić. Ciekawość jednak zwyciężyła. Z resztą, jak zawsze.

Kiedy nadszedł wieczór, zrobiłam wszystko co miałam zrobić i zasiadłam w wiklinowym fotelu na tarasie. Odpaliłam papierosa i zaczęłam powoli rozrywać białą kopertę.

"Najdroższa Sky,
Nie wiem dlaczego, ale teraz mam już odwagę, by tak napisać. Coraz częściej czuję w głębi serca odwagę, by powiedzieć Ci o wszystkich swoich przemyśleniach i uczuciach. I mimo, że to głupie, zrobię to na pewno. Twój ostatni list był dla mnie najbardziej wyjątkowym. Dlaczego? Ponieważ ja czuję dokładnie to samo. Bardzo chciałbym móc spojrzeć Ci w oczy, chwycić za rękę i przespacerować całą noc. Rozmawiając lub milcząc. Chciałbym usiąść z Tobą na plaży, w Twoim ulubionym miejscu i podziwiać zachody i wschody słońca. 
Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się z faktu, że zaistniałem w Twoich myślach, w sercu. Wciąż nie mogę uwierzyć w to co napisałaś. To dla mnie niesamowity zaszczyt, że Twoje marzenia związane są ze mną. Nic co napisałaś nie brzmi ani trochę głupio lub dziwnie, bo ja mam dokładnie tak jak Ty. Nie potrafię przestać wyobrażać sobie Twojej twarzy, Twoich z pewnością, pięknych, brązowych oczu, Twojego głosu. Zdaję sobie sprawę, że dzielą nas tysiące kilometrów, miliony napisanych słów. Ale chciałbym Ci powiedzieć, że jesteś dla mnie kimś niesamowicie ważnym. Kimś wyjątkowym. Nigdy nie byłem dobry w wyrażaniu swoich uczuć. Może i na papierze powinno mi być łatwiej, ale niestety tak nie jest. Mam jednak jedno postanowienie, które zamierzam spełnić w najbliższym czasie. 
Jestem pewny, że Twoje obrazu są niesamowite. Tak samo pewny jestem tego, że zachwycisz nimi wszystkich, obecnych na wystawie. Bardzo chciałbym zobaczyć chociaż jedną z Twoich prac. I mam nadzieję, że kiedyś będzie mi to dane. Już za kilka dni wyjeżdżamy w trasę. Świadomość kilku miesięcy, pełnych zabawy i zwiedzania całego świata, sprawia, że czuję się szczęśliwy i spełniony. Jednak w tym wszystkim jest jeden minus. Nigdy nie byłem tak niecierpliwy, w żadnym aspekcie mojego życia, a jednak czekając na Twoje listy czuję, jakbym czekał na uzupełnienie siebie, mojego życia. Będzie mi tego bardzo brakowało, podczas naszej trasy. Mam jednak nadzieję, że marzenia się spełnią i będzie nam dane się zobaczyć. I jest jeszcze ostatnia rzecz, którą bardzo chciałbym Ci powiedzieć. *Bo ja lubię do Ciebie pisać. Z różnych powodów. Między innymi dlatego, że chcę, żebyś wiedziała, że myślę o Tobie. To dość egoistyczna pobudka, ale nie mam zamiaru się jej wypierać. A myślę dużo i często. Właściwie myśli o Tobie towarzyszą mi w każdej sytuacji. I nie masz pojęcia, jak bardzo jest mi z tym dobrze. A przy okazji wymyślam różne rzeczy. Z którymi też przeważenie jest mi dobrze. Bo bardzo wysoko cenię fakt, że zaistniałaś w moim życiu. Ostatnio zresztą trudno używać słów takich jak „cenię”. Ostatnio czasami wydaje mi się, że słowa są za małe. Dlatego dziękuję Ci. Dziękuję Ci z całą powagą i nieuchronnym lekkim wzruszeniem za to, że jesteś. I że ja mogę być.*
Bardzo Cię przepraszam, że ten list jest tak krótkim. Wiem dobrze, że to treść, nie długość ma znaczenie. Dlatego właśnie nie chciałem pisać różnych, bezsensownych i mało ważnych rzeczy. Postanowiłem poświęcić tę kartkę na wyznanie tego co siedzi mi głęboko w sercu. Mam nadzieję, że nie uznasz mnie za zdesperowanego dziwaka. Mam również nadzieję, że Twoja wystawa wypadnie jak najlepiej. Nie, przepraszam. Jestem pewny, że wypadnie świetnie. 
Dziękuję Ci z całego serca za buziaki, które niesamowicie uwielbiam. Chłopcy również dziękują i życzą Ci szczęścia. Do zobaczenia Sky.
Twój na zawsze,
Louis."


*wykorzystany cytat autorstwa J.L Wiśniewskiego.

czwartek, 5 czerwca 2014

7."Bo bardzo chcę, abyś wiedział, że myślę o Tobie. Praktycznie nieustannie."

* Los Angeles *

Minął już miesiąc. Zazwyczaj, kiedy czeka się na coś ważnego, czas mija cholernie powolnie. Dałabym wszystko, by ten miesiąc zleciał wolniej. Nie wyrabiałam się ze wszystkimi obowiązkami. Nie mogłam spać po nocach, wciąż chodząc od sztalugi, do kuchni po kawę. Nawet nie zliczę ile papierosów wypaliłam. Zostało mi tak mało czasu, a tak wiele do zrobienia. Jedynym pocieszeniem w tych dniach były listy, które dostawałam regularnie. Byłam zdziwiona, że tak szybko dochodzą, jednak niesamowicie szczęśliwa. Wszystkie listy trzymałam w jednym miejscu, bardzo często do nich wracając.


Przez ten miesiąc przeczytałam tysiące słów, setki pytań i historii. Przez ten miesiąc zdobyłam przyjaciela, o którym nawet nie miałam odwagi marzyć. Pisaliśmy o rzeczach, o które raczej bałabym się spytać patrząc mu w oczy. Dowiedziałam się rzeczy, który zmieniły moje myślenie na jego temat. Pisałam rzeczy, których nigdy bym nie powiedziała na głos. Mimo, że uważałam go za przyjaciela, czułam, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Musiałam obejrzeć każdy wywiad, każdy koncert, bo wciąż pragnęłam na niego patrzeć. Za którymś razem pomyślałam nawet, że jeśli naprawdę Bóg stworzył ludzi, to przy nim spędził trochę więcej czasu.

Ponieważ przed oczami miałam wciąż jego twarz, postanowiłam go namalować. Nie na wystawę, nie po to by komuś się przypodobać. Chciałam mieć go dla siebie. Chciałam kłaść się patrząc na jego twarz i budzić się, widząc jego uśmiech. Niestety, nie mogłam tego mieć, więc jedyne co mi pozostawało to obraz.

Pod koniec niesamowicie ciężkiego miesiąca dowiedziałam się, że Chłopcy planują koncert w Los Angeles. Już dawno tak bardzo nie cieszyłam się z żadnej innej informacji. Pierwsze co zrobiłam, to sprawdzenie ceny biletów. Niestety, jak się okazało, nie było mnie stać na żaden. Nie zarabiałam, a rodzice nie mieli wystarczających funduszy, by móc mi pożyczyć. Opadłam na krzesło przed komputerem i czułam jak powoli z moich oczu wypływają łzy. Wydarzenie, na które czekałam tak długo. Wydarzenie, którego nie będzie mi dane zobaczyć. Byłam delikatnie mówiąc załamana. 

- Może to i dobrze? Przynajmniej skupie się na ważnych rzeczach.. - Rzuciłam sama do siebie. Odetchnęłam i zmrużyłam oczy. Sama siebie oszukiwałam. 

Podniosłam się leniwie z krzesła i chwytając za paczkę papierosów i zapalniczkę, wyszłam do ogrodu. Ułożyłam się na trawie i odpaliłam. Wpatrywałam się w nieskazitelnie błękitne niebo i w głowie układałam sobie słowa, które chciałabym przekazać Louis'owi w kolejnym liście. 

* Londyn *

Minął już ponad miesiąc. Miesiąc nieustannego pisania listów i czytania zdań, na które czekałem jak na nic innego w życiu. Z każdym kolejnym czułem się coraz bardziej szczęśliwy. Z każdym kolejnym również, czułem jak dzieją się ze mną rzeczy, których nigdy tak naprawdę nie doświadczyłem. Uwielbiałem poznawać jej historię, wyobrażać sobie jej głos i to z jaką pasją opowiada o sztuce, którą tak kocha. Wyobrażałem sobie blask w jej oczach. Odważyłem się nawet spytać za którymś razem jakiego koloru ma oczy. Byłem tego niesamowicie ciekawy, dopiero kiedy wysłałem list, uświadomiłem sobie jak bardzo głupie pytanie jej zadałem. 

Przyłapywałem się na tym, że coraz częściej chodzę zamyślony. Że w mojej głowie krążą nieustannie myśli, które podpowiadają mi jak Sky może wyglądać. Od miesiąca moje życie składało się z koncertów, wywiadów, sesji i oczekiwania. Oczekiwania na najlepszy punkt dnia, czyli czytanie lub odpisywanie na list. Nigdy nie sądziłem, że komukolwiek będę w stanie tak bardzo się zwierzyć. Nigdy nie sądziłem, że będę miał odwagę pisać o takich rzeczach, o jakich rozmawialiśmy ze Sky. Coraz częściej czułem, że ta dziewczyna jest kimś wyjątkowym. Owszem, uważałem ją za przyjaciółkę. Uwielbiałem ją i mogłem to powiedzieć głośno i bez skrępowania. Jednak myśląc o niej, czułem jak moje serce przyśpiesza swoje bicie. Jak wstrzymuje oddech czytając "Kochany Louis'ie". Coraz częściej pragnąłem się z nią spotkać. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy i szczerze mówiąc, bałem się zaproponować jej spotkanie. Bałem się, że ta piękna bajka może się skończyć. Co jeśli się nie zgodzi? Jeśli nie polubi mnie takiego jakim jestem w prawdziwym życiu? Z drugiej jednak strony, przecież pisząc z nią ukazywałem swoją prawdziwą stronę. Nie Louis'a z One Direction, ale Louis'a Tomlinsona. Prawdziwego. I jeśli takiego lubiła, a miałem ogromną nadzieję, że tak jest, to mam szansę na spełnienia swojego pragnienia. Byłem ciekawy, czy ona również, choć w malutkim stopniu, odczuwa to co ja. 

Ten dzień nie był inny od wszystkich pozostałych, kiedy zauważyłem w swojej skrzynce list. Wyjąłem go ostrożnie. Wciąż ta sama, błękitna, niezmienna od miesiąca, papeteria. Uśmiechnąłem się i zasiadłem na łóżku. Odetchnąłem i powoli rozrywałem kopertę. Wyjąłem równie błękitną kartkę i przyłożyłem ją sobie do nosa. To był standard. Uwielbiałem wyobrażać sobie, że Sky jest tuż obok, że to ona opowiada mi to wszystko co napisała. 

"Kochany Louis'ie,
Wciąż mam tak wiele pytań do Ciebie. Już sama nie wiem, które wypada zadać. Może większość powinnam pozostawić w swoim sercu. Mam Ci tyle do powiedzenia. Czasem jednak mam ochotę usiąść na plaży, z Tobą u boku i wpatrywać się w horyzont. Bez żadnego słowa. Bo przecież słowa nie zawsze są potrzebne. Wiem, że to głupie, ale pragnę z Tobą pomilczeć. Czuć Twoją obecność i móc uśmiechać się ukradkiem, patrząc na spokojny ocean. Wiem, że to niemożliwe, wiem, że strasznie głupie, ale jest to ostatnimi czasy moje największe marzenie. 
Do mojej wystawy pozostał jedynie miesiąc. Nie mogę spać ani jeść. Wciąż żyję na kawie i muzyce. W głowie mam tak wiele pomysłów, że nie nadążam ich przelewać na płótno. Jestem cholernie ciekawa, ale chyba jeszcze bardziej zestresowana tym co mogą powiedzieć o moich pracach, najwięksi znawcy w kraju. Bardzo chciałabym, byś przybył na tą wystawę. Nie musiałbyś nawet ze mną rozmawiać. Wystarczy, że ujrzałabym Cię w tłumie, przechadzającego się i oglądającego moje prace. Jednak dobrze wiem, że to niemożliwe. 
Pytałeś o kolor oczu. Jestem naprawdę zdziwiona, że interesują Cię takie szczegóły. Zdziwiona, jednak bardzo zadowolona. Ja mam brązowe. Nie lubię tego koloru. Od zawsze chciałam mieć jasne, piękne i wyraziste. Marzenia głupiej dziewczynki. Ty za to masz niesamowicie piękne, moje ulubione. Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to co napisałam. 
Ostatnio dowiedziałam się, że gracie koncert w moim mieście. Od razu bardzo się z tego ucieszyłam. Jednak moje szczęście nie potrwało długo. Bardzo żałuję, że nie mogę być na Waszym występie. Pragnęłam zobaczyć na żywo jak świetnie się bawicie, jak dajecie z siebie wszystko. Niestety, nie wszystkie marzenia się spełniają. No trudno, muszę się z tym pogodzić. Wciąż to sobie powtarzam.  
Może zabrzmię teraz dziecinnie, może głupio, jednak chciałabym Ci coś powiedzieć. Jestem pewna, że nie odważyłabym się powiedzieć Ci tego prosto w oczy. Ale tutaj, na kartce jestem odważna. Bardzo chcę, abyś wiedział, że myślę o Tobie. Praktycznie nieustannie. Myślę i wyobrażam sobie nasze spotkanie. Wiem, że to całkowicie nierealne, ale kto zabroni człowiekowi marzyć? To jest w marzeniach najlepsze, nikt nie może nam tego zabrać. Nikt nie może zabronić. A ja ostatnimi czasy bardzo dużo marzę. Najczęściej o Tobie. Przepraszam, jeśli to zabrzmiało dziwnie. Po prostu nie potrafię już powstrzymywać potoku słów, które zapisuję. Dobrze wiem, że mogę to wszystko co napisałam, skreślić. I może to byłoby najbardziej odpowiednie. Jednak ja wcale tego nie chcę. Czuję, że powinieneś wiedzieć o niektórych sprawach. Przecież obiecaliśmy sobie szczerość. Obiecaliśmy nie ukrywać swoich uczuć. Mam świadomość, że możesz mi nie odpisać. Możesz się przestraszyć i zakończyć naszą znajomość. I gdyby tak się stało, nie miałabym Ci tego za złe. 
No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci szczęścia. Udanych koncertów i podboju całego świata. Jeśli tylko możesz, przekaż Chłopcom buziaki. Uwielbiam Was wszystkich, jednak dziś pragnę tylko i wyłącznie Tobie przekazać te wyjątkowe, truskawkowe całusy. Dlaczego? Bo jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym. 
Twoja na zawsze,
Sky."



* wykorzystane cytaty autorstwa J.L Wiśniewskiego.


środa, 4 czerwca 2014

6."Szczęście to nic in­ne­go jak zdro­wie i kiep­ska pamięć. "

* Londyn *

Skończywszy czytać, na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Przyłożyłem kartkę niebieskiego papieru do nosa i odetchnąłem słodkim zapachem. A więc jest artystką. W tamtym momencie byłem cholernie ciekawy jej prac. I bardzo się cieszyłem, że jej marzenia zaczynają się spełniać. Czułem , całym swoim sercem, że jestem z niej dumny. Bardzo dumny i szczęśliwy. Nagle zaczęło mnie interesować skąd tak właściwie jest. W pierwszej chwili postanowiłem spytać ją o to wprost, jednak sekundę później uświadomiłem sobie, że to może być trochę dziwne. Przecież wcale nie potrzebuje tej wiedzy. Najważniejsze jest to, że ona gdzieś tam jest. Żyje i wciąż we mnie wierzy. Wspiera i jest naszą fanką. Całym sobą czułem, że sama świadomość jej istnienia bardzo mi pomaga. A myśli, które plątały się po mojej głowie zanim jeszcze ją poznałem, już dawno zniknęły. Na ich miejsce wstąpiła niecierpliwość i ciekawość. Podniosłem się gwałtownie i rzuciłem na poszukiwania jakiejś kartki i długopisu. Postanowiłem, że tym razem bardziej się postaram. Tym razem list będzie dłuższy, bo przecież tak wiele pragnę jej opowiedzieć. Sam nie wiem czemu, ale powoli stawała się dla mnie bardzo bliską osobą. Przyjaciółką. Mimo, że wymieniliśmy ze sobą tylko kilka listów. 

~*~

Siedzieliśmy w domu Liam'a i wybieraliśmy film, który można obejrzeć. Ten wieczór miał być jednym z niewielu ostatnich, które mieliśmy wolne. Szykowała się ogromna trasa koncertowa, a my nawet nie mieliśmy pojęcia gdzie tak dokładnie będziemy podróżować. Horan jak zwykle opędzlowywał kuchnie Payne'a, Harry w swoim świecie, zajęty był telefonem. Zayn z Liam'em wybierali film, a ja wpatrywałem się tępo w telewizor, myśląc o tym samym, o czym myślałem już od paru dni. 

- Horan, mógłbyś tu w końcu przyleźć i nam pomóc? - Usłyszałem niski głos Zayn'a i dopiero wtedy rozbudziłem się z letargu. Zamiast odpowiedzi doszedł do nas przeciągnięty jęk i zaraz potem w pokoju pojawił się blondyn z mnóstwem jedzenia na rękach. Przytulał się do tego jak do dziewczyny. Zaśmiałem się, widząc jego reakcję. Opadł tuż obok mnie, rozkładając wokół siebie wszystko co udało mu się zgarnąć.

- Jesteś jak szarańcza. Znowu będę musiał robić zakupy po twojej wizycie. - Stwierdził Li, przewracając oczami. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem i zajęliśmy się wyborem filmu. Oczywiście poza Harry'm, który wciąż coś dłubał w telefonie. 

Po godzinie wykłócania się jaki rodzaj filmu właściwie chcemy oglądać, rozłożyliśmy się przed ogromnym telewizorem i pogrążyliśmy w wybranym przez Malika filmie. 
Po dwóch godzinach udawania, że oglądamy w końcu skończył nam się popcorn. Zaprzestaliśmy więc wojny na jedzenie i opadliśmy na kanapę i fotele. Paul cieszy się bardzo dobrym wyczuciem czasu ,więc kiedy tylko skończyliśmy naszą bardzo dorosłą zabawę, rozdzwonił się telefon Liam'a. Jak się okazało, jutro mamy spotkać się z całą ekipą i ustalić dokładnie jak będzie wyglądała trasa i gdzie w ogóle będzie się odbywała. 

Nasza wielka trasa zaczyna się za dwa miesiące. Dwa miesiące wolnego przed podróżą po całej Ameryce, później Europie. Nie mogłem się doczekać bo od zawsze chciałem zrobić sobie taką wycieczkę. Chicago, Nowy Jork, Los Angeles, Berlin, Paryż i inne, niesamowite miasta, które tylko czekają na podbicie przez One Direction. 

* Los Angeles *

Nie mogłam zasnąć przez całą noc, wciąż rozmyślając o tym jakie szczęście mnie spotkało. Przewracałam się z boku na bok, zastanawiając się jakie prace byłyby najlepszymi. Które warto wywiesić w galerii, a które zupełnie się do tego nie nadają. Muszę również popracować nad paroma nowymi. Następnego ranka dowiedziałam się, że moja wystawa ma odbyć się za dwa miesiące. Dla niektórych to bardzo dużo czasu, jednak nie dla mnie. Przecież musiałam wymyślić co namalować, co zachwyciłoby ludzi przybywających na wystawę. Nie dość, że musiałam myśleć nad wystawą, nie omijały mnie również wszystkie egzaminy, jakie szykowały się w najbliższym czasie. Koniec semestru równał się z niezliczoną liczbą zaliczeń i przeróżnych prac. Miałam jednak motywację. Miałam pocieszenie. Przecież powoli spełniały się moje marzenia. Poza tym rozmawiałam z Louis'em. Louis'em Tomlinsonem, moim idolem. To sprawiało, że byłam jeszcze szczęśliwsza niż normalnie. 


Każdy kolejny dzień był bardzo podobny. Zaczynałam go z uśmiechem i kawą. Cały dzień spędzony na uczelni, a wieczór spędzany na malowaniu. Na początku bałam się, że zabraknie mi pomysłów. Jednak jak się okazało, codziennie wpadało mi do głowy milion nowych. Chodziła na plażę, na promenadę, w miejsca, które kochałam, a którymi chciałam się podzielić z innymi. Codziennie również wyczekiwałam na list. Nigdy na nic tak bardzo nie czekałam. Pragnęłam zatopić się w prostych słowach zapisanych na kartce papieru. Wyobrazić sobie, że słyszę jego głos. Głos, który opowiada mi to wszystko co napisał. Bo w tamtych dniach  coraz częściej przyłapywałam się się na tym, że bardzo pragnę poczuć jego bliskość. Sama nie rozumiałam dlaczego. Pragnęłam z nim porozmawiać. Czuć jego obecność, słyszeć głos, patrzeć w jego jasne oczy, kiedy opowiada o swoich przygodach na koncertach. W tamtych dniach czułam, że Louis staje się dla mnie kimś bardzo bliskim. I mimo, że wymieniliśmy ze sobą kilka listów, czułam jak staje się powoli moim przyjacielem. Bardzo chciałam, by on myślał o mnie bardzo podobnie. Chciałam, by mi ufał i nie traktował jak napaloną fankę. Bo przecież nie o to w tym wszystkim chodziło.