Podniosłem się powoli, opierając na łokciach. Wyprostowała się na krześle, obserwując mnie ze strachem. Troska, jaką widziałem w Jej pięknych oczach, przywołała delikatny uśmiech na mojej twarzy. Wplotłem palce w Jej długie włosy. W końcu czułem, że mam przy sobie wszystko. Cały swój świat. Swojego anioła. Anioła stróża.
- Louis, przepraszam.. - Wyszeptała po krótkiej chwili, spuszczając wzrok.
- Przestań. Przecież nic nie zrobiłaś.
- Przeze mnie tu trafiłeś. - Spojrzała na mnie zaszklonym wzrokiem.
- Trafiłem tutaj tylko i wyłącznie przez swoją głupotę. Sky..- Złapałem Jej twarz w obie dłonie i przyciągnąłem delikatnie bliżej. - Czy ty naprawdę..
- Tak. - Przerwała mi pewnym tonem. Uśmiechnąłem się i zbliżyłem twarz. Smakowałem Jej pełnych ust. Tak wytęsknionych, tak niesamowitych. Ciepło Jej skóry. Jej zapach, sprawiał, że moje zmysły szalały. Zbliżyła się bardziej, obejmując rekami moją szyję. Czułem, że wkłada w ten pocałunek całą siebie. Zupełnie tak jak ja. Moje wnętrzności wariowały. Moje serce zabiło szybciej, kiedy Jej język dotknął mojego podniebienia. Po raz pierwszy całowałem Ją w taki sposób. Pragnąłem trwać w tej chwili wieczność. Pragnąłem całować Jej delikatne usta, ciepły język, rozgrzane policzki w każdej sekundzie mojego życia. Gdybym tylko mógł, nie wypuszczałbym Jej z ramion. W tamtym momencie obiecałem sobie, że nigdy nie pozwolę Jej odejść. Nigdy nie wypuszczę z rąk swojego świata. Nigdy Jej nie zawiodę. Nigdy nie pozwolę, by cierpiała.
Przez całe życie, ani przez minutę nie pomyślałem, że mógłbym zasłużyć na kogoś takiego. Na prawdziwy, wyjątkowy skarb. I mimo wszystkich problemów, mimo tylu poniżeń i cholernej głupoty, Ten, który jest gdzieś tam na górze postawił na mojej drodze Sky. Oderwałem się od Jej ust i spojrzałem w czekoladowe oczy. Uśmiechnęła się tak pięknie.
- Dziękuję. - Wyszeptałem po krótkiej chwili.
- Za co? - Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Za to, że kilka miesięcy temu dostałem pierwszy z wielu, pięknych listów.
- Przesadzasz. - Wyprostowała się na krześle, bawiąc się nerwowo kosmykiem swoich włosów.
- Czasami. Ale nie tym razem.
~*~
Obserwowałam wygłupy chłopców, pasję w Ich oczach z jaką opowiadali o ostatnich koncertach, wydarzeniach i przygodach z fanami, których - jak ciągle podkreślali - kochają najmocniej na świecie. Widziałam urocze dołeczki Harry'ego, które od zawsze tak bardzo lubiłam. Coś podkusiło mnie, by spojrzeć w stronę przyjaciela. Dopiero wtedy zorientowałam się, że od dłuższego czasu nie słyszałam Jego głosu. Luke siedział na parapecie, wpatrując się w lokowatego. Bez żadnego mrugnięcia, bez żądnego ruchu. Odetchnęłam dyskretnie i podniosłam się powoli z krzesła. Poczułam jak Louis łapie moją dłoń. Uśmiechnęłam się do Niego, dając do zrozumienia, że wrócę za kilka chwil. Przeczesałam włosy i ruszyłam w stronę Luke'a, omijając przy okazji prezentującego bliżej niezidentyfikowane ruchy, Zayn'a.
- Wszystko dobrze? - Zaczęłam. Żadnej reakcji z Jego strony. Wciąż wpatrywał się w jedno miejsce. Uśmiechnęłam się pod nosem, kręcą głową i pomachałam dłonią przed Jego oczami.
- C-co? - Spojrzał na mnie wielkimi oczami.
- Pytałam czy wszystko dobrze. - Oparłam się o parapet, tuż przy Jego nogach, zakładając ręce na piersi.
- Tak. Dlaczego pytasz?
- Bo od godziny praktycznie w ogóle się nie odzywasz.
- Tak? Przepraszam.. - Rzucił zmieszany, przeczesując włosy dłonią i odwracając twarz w stronę okna.
- Luke, chciałbyś pogadać?
- Nie. - Odpowiedział szybko, bawiąc się swoimi długimi palcami. Pokręciłam głową i wskoczyłam na parapet, przypatrując się roześmianej piątce.
- Harry wydaje się świetnym chłopakiem. - Zaczęłam cicho. Żadnej reakcji. Spojrzałam na przyjaciela. Udając, że przygląda się deszczowej pogodzie, kątem oka spoglądał na zielonookiego. - Słońce. - Nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu, złapałam bruneta za dłoń, zmuszając go tym samym do spojrzenia na mnie.
- No?
- Chcesz pogadać?
- Nie..
- Lu. - Rzuciłam poważnym tonem, ściskając Jego dużą dłoń.
- No dobra.. Masz rację. - Uniosłam brew, patrząc na niego pytająco. - Ale pogadajmy o tym później.
- Jak uważasz. - Uśmiechnęłam się uroczo i nachyliłam nad policzkiem, obdarowując Go buziakiem. Odwzajemnił uśmiech. Zeskoczyłam z parapetu i ruszyłam w stronę Louis'a.
Kiedy przysiadłam na swoim stałym krześle, poczułam w kości ogonowej ból. Nie wiem jak mogłam wytrzymać na nim tak długo. Skrzywiłam się, by sekundę później usłyszeć cichy głos Lou.
- Coś się stało? - Spytał z troską.
- Nic. Dopiero poczułam jaka ta miejscówka jest niewygodna. - Uśmiechnęłam się głupio.
- Chodź. - Rzucił krótko, pociągając mnie za rękę. Chwilę później leżałam już obok Niego na szpitalnym łóżku.
- Jesteś pewny, że tak mogę? - Spojrzałam w Jego błyszczące, błękitne oczy.
- Jasne. - Stwierdził, wzruszając ramionami.
Odetchnęłam cicho i ostrożnie wtuliłam się w Jego tors. Czułam Jego ciepło, spokojne bicie serca. Zmrużyłam oczy, wyrównując oddech z oddechem chłopaka. Na kilka sekund zatrzymał się dla mnie świat. Kiedy objął mnie ramieniem, przyciągając tym samym bliżej siebie. Tak bardzo tęskniłam za Jego dotykiem. Poczułam na sobie wzrok całej czwórki. Uchyliłam powieki, trafiając na szerokie uśmiechy.
- Co..? - Spytałam cichu, odsuwając się od Louis'a.
- Nic. Nie przeszkadzajcie sobie. - Zayn wzruszył ramionami, a z Jego twarzy podobnie jak z twarzy Jego przyjaciół, nie znikał uśmiech.
~*~
"Miłość jest namiętnością. Wytrąca z równowagi. Gubi rytm. Zaburza spokój. Zmienia wszystko. Przewraca świat do góry nogami. Wywraca wszystko na lewą stronę, zachód zmienia w południe, a północ we wschód, to, co złe, w dobre, każe otwierać serce bez warunków. W takim obłąkaniu cierpienie i lęk są niezauważalne. Paradoksalnie, bez nich miłość nie ma sensu."
* wykorzystany cytat autorstwa J.L Wiśniewskiego.