wtorek, 23 września 2014

20. "Duszę można na­ginać tyl­ko do pew­ne­go mo­men­tu. Po­tem po pros­tu pęka i łamie się. Jak kość w nodze."

Te dwa słowa dudniły w mojej głowie, nie chcąc dać mi spokoju. Wpatrywałem się tępo w Jej zdziwione oczy i nie potrafiłem wypowiedzieć ani słowa. Przez chwilę pomyślałem, że żartuje sobie ze mnie. Że to swego rodzaju kara za to co zrobiłem. Miałem nadzieję, że za chwilę uśmiechnie się słodko i dotknie mojej dłoni. Niestety, tak się nie stało. Rozejrzała się po sali, patrząc na każdego z osobna. W jej oczach widziałem zdziwienie, zagubienie.

- Sky. - Usłyszałem, a chwilę później Luke podszedł do łóżka, nie odrywając wzroku od dziewczyny.
- Kto? - Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Ty..Masz tak na imię. - Rzucił niepewnie, spoglądając na mnie.
- Ach.. A Ty jesteś...
- Luke.. Jestem twoim przyjacielem. - Podszedł bliżej. - Nic nie pamiętasz? - Spytał ze strachem. Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Jej wzrok przeniósł się na mnie.
- A on? - Spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.
- To jest... - Luke odwrócił się w moją stronę. - On jest twoim..
- Jestem nikim. - Przerwałem mu, odsuwając się powoli od łóżka.
- Dlaczego on tu jest? Dlaczego oni tu są? - Zaczęła cicho, rozglądając się po sali. - Gdzie ja jestem? - Mówiła coraz bardziej zdenerwowanym głosem.
- Spokojnie mała. To przyjaciele.. - Luke dotknął ostrożnie jej bladej dłoni.
- Nie! - Krzyknęła. - Zostawcie mnie. Nie znam was. - Jej oddech przyspieszył, a sprzęt, do którego była podłączona zaczął wariować.
- Ale..
- Zostawcie mnie.. - Rzuciła cicho, opadając na poduszkę, oddychając szybciej i zaciskając powieki.
Momentalnie w sali pojawił się lekarz i dwie pielęgniarki. Wygonili nas na korytarz i zajęli się Sky. Opadłem na pobliskie krzesło i schowałem twarz w dłoniach, starając się uspokoić oddech i uporządkować myśli.
- Stary.. - Usłyszałem Liam'a. - Dlaczego jej nie powiedziałeś kim jesteś?
- Widziałeś jej wzrok? - Podniosłem głowę, patrząc na przyjaciela. - Widziałeś jak na mnie patrzyła?
- Nie, bo..
- No właśnie. Gdybyś zobaczył w Jej oczach ten strach... I to co powiedziała.. Nie chcę jej denerwować..
- Lou. - Położył dłoń na moim ramieniu. - Nie mów mi, że chcesz odpuścić.
- Nie mam wyboru..
- Co ty gadasz? - Nie odpowiedziałem. Podniosłem się gwałtownie i ruszyłem szybkim krokiem w stronę wyjścia.
Mijałem dziesiątki ludzi, potrącając ich. Nie zwracałem uwagi na nikogo, na nic. Miałem za nic ulewę, ogromne kałuże. Miałem za nic, że było okropnie zimno. Szedłem przed siebie. Biegłem. Biegłem jak najdalej. Jak najdalej od swoich myśli. Jak najdalej od przerażonych oczu Sky. Nie pamiętam bym kiedykolwiek czuł taki ból. Ból serca, ból istnienia. Utrata pamięci była przy Jej strachu niczym. Tego przeraziłem się najbardziej .Dlaczego zareagowała w taki sposób tylko na mnie? Czy aż tak bardzo Ją skrzywdziłem? Czy Jej podświadomość podpowiadała, że Louis nie jest wcale dobrym człowiekiem?
Zorientowałem się jak daleko zaszedłem, kiedy spojrzałem przed siebie. Znalazłem się tuż przy jednej z lepszych knajp. Ponad rok nie byłem sam w żadnej knajpie. Odkąd poznałem Sky, nie odczuwałem potrzeby, by ukrywać się w jakichś barach i pić do umoru. Odetchnąłem głęboko, przeczesałem włosy dłonią i wolnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Od razu podszedłem do baru. Kiwnąłem palcem, a młody chłopak za ladą bardzo dobrze zrozumiał o co chodzi.
~*~

Siedziałem  barze już kolejną godzinę. Nie obchodziło mnie, że prawdopodobnie setka ludzi przygląda mi się z ukrycia, robiąc zdjęcia z myślą ośmieszenia samego Tomlinsona. W tamtym momencie miałem gdzieś całe swoje życie. W tamtym momencie chciałem zapaść się pod ziemię. Lub po prostu zapić. Tak, by zapomnieć o wszystkim. Tak, by w końcu nie czuć tego bólu, który rozrywał moje serce. Straciłem Ją. Straciłem swoją największą i najcudowniejszą nadzieję. Byłem w Jej oczach obcy. Obcy i przerażający. Nie miałem pojęcia dlaczego akurat na mnie zareagowała w taki sposób. Siedząc w tym barze, powoli uświadamiałem sobie, że moje życie przestaje mieć sens. Trudno jest  odnaleźć sens w samej sławie, pieniądzach, rozpoznawalności. Mógłbym nie mieć tego wszystkiego i być szczęśliwym. Być szczęśliwym mając przy sobie Ją. Bo odkąd Ją poznałem, nie myślałem o nikim innym. Nie potrafiłem wyobrazić sobie przyszłości tak, by nie było w niej Sky.
Pierwszy kieliszek.
Drugi kieliszek.
Trzeci..
Czwarty..
Dziesiąty..


"Wódka była tej nocy jak tlen. Znowu można było oddychać."

~*~

Leżałam w szpitalnym łóżku i wpatrywałam się w biały sufit sali. Zostałam całkiem sama. Czułam straszne wyrzuty sumienia, że tak potraktowałam osoby, które prawdopodobnie były mi bliskie. Denerwował mnie fakt, że kompletnie nic nie pamiętałam. Nie wiedziałam kim jestem. Nie wiedziałam kim jest Luke i ten dziwny chłopak, który siedział przy mnie. Nie pamiętałam Go, jednak w głębi serca czułam, że jednak skądś Go znam. Gdy się odezwał, byłam pewna, że już gdzieś słyszałam ten głos. Nagle poczułam straszny ból. Złapałam się za głowę i dopiero wtedy zorientowałam się, że praktycznie każda część mojego ciała jest obandażowana, pokiereszowana i posiniaczona. Leżąc na ogromnym, szpitalnym łóżku i oglądając swoje ręce, przypominałam sobie powoli co tak właściwie się stało. W mojej głowie, obrazy przewijały się jak przez mgłę. Obrazy ostatnich chwil przed wypadkiem. Jednak wciąż nie miałam pojęcia jak do tego wszystkiego doszło. Dlaczego?
Dni mijały powolnie, a każdy kolejny był tak samo nudny. Odwiedzali mnie rodzice i chłopak, który wciąż powtarzał, że się przyjaźnimy. Nie miałam powodu, by mu nie wierzyć. Był naprawdę sympatyczny i uroczy. Wciąż nie potrafiłam zapamiętać jego imienia.
- Naprawdę nie pamiętasz nikogo? - Chłopak siedząc przy moim łóżku i przyglądając mi się, bawił się nerwowo palcami.
- Niestety nie.. - Spojrzałam na niego.
- Luke. Mam na imię Luke. - Rzucił, posyłając mi nikły uśmiech.
- Dziękuję. - Odwzajemniłam gest, poprawiając się na łóżku. - Czyli jesteśmy przyjaciółmi? - Zaczęłam. Twarz chłopaka rozpromieniła się i zaczął opowiadać jak, gdzie i kiedy dokładnie się poznaliśmy. Z każdą minutą, w której słuchałam opowieści Luke'a, nieznajome obrazy w głowie zaczynały układać mi się w całość, a ja rozumiałam ich znaczenie.
Pewnego wieczoru, który spędzałam samotnie, przypomniał mi się tajemniczy chłopak. Chłopak, którego zobaczyłam pierwszego dnia po przebudzeniu. Dlaczego był wtedy, a nie odwiedził mnie żadnego innego dnia? Dlaczego wciąż żyje w moich myślach? Nie potrafię się od Niego uwolnić, nie mając pojęcia kim jest.
Nareszcie nadszedł dzień wolności. W końcu mogłam wyjść ze szpitala i wrócić do własnego domu. Tego dnia przyjechał po mnie Luke. Przywitał mnie uroczym uśmiechem i bukietem przepięknych kwiatów. Nie mam pojęcia czy wcześniej doceniałam to co robi dla mnie Luke, ale teraz cieszyłam się z każdej spędzonej z Nim minuty. Był niesamowitym, troskliwym człowiekiem.
Siedziałam na kanapie, oglądając telewizję. Luke nie pozwolił mi robić nic innego prócz odpoczywania. Ja się leniłam, On krzątał się po kuchni przygotowując obiad. Naprawdę nie miałam pojęcia dlaczego traktuje mnie jak niepełnosprawne dziecko. Skoro wypuścili mnie ze szpitala, znaczy, że jestem już całkiem zdrowa. Jednak chłopak nie potrafił tego zrozumieć. Uśmiechając się pod nosem, udawałam, że oglądam ruszające się obrazki, kątem oka obserwując poczynania bruneta w kuchni.
Gdy z powrotem zwróciłam głowę w stronę ekranu, z niewiadomych mi powodów moją uwagę przykuły wiadomości plotkarskie. Przyjrzawszy się dokładnie o kim mowa, podgłośniłam odrobinę telewizor. Na ekranie pojawiło się zdjęcie znajomego mi chłopaka. Imię i nazwisko nic mi nie mówiło, jednak Jego smutna twarz coś mi przypominała.

„Po ponad rocznej przerwie Louis Tomlinson znów powrócił do swoich grzechów. Dobrze pamiętamy Jego problemy z narkotykami i alkoholem. Kiedy zdawało się, że skończył już ze wszystkim, problemy znów powróciły. Wczorajszego wieczoru Tomlinson widziany był w jednym z Kalifornijskich klubów. Widać było jak dobrze bawi się pod wpływem nie tylko samego alkoholu. Do łask znów powróciły narkotyki i zabawy bez żadnych konsekwencji. Ale czy na pewno? Czy w dzisiejszych czasach choć jedna sława nie może obyć się bez takich środków? Mieliśmy nadzieję, że Louis wyleczył się ze swoich problemów. Niestety, cały świat zawiódł się na nim okrutnie. Czyżby była to wina tajemniczej dziewczyny, o której wspominaliśmy po koncercie zespołu w Los Angeles? Jeżeli jest ot Jej wina, mamy nadzieję, że Tomlinson szybko zakończy tę znajomość. Kończymy program z wielkim żalem i ubolewaniem nad losem kolejnej, nieudanej, uzależnionej gwiazdy…”
Gdy zobaczyłam swoje zdjęcie na wielkim ekranie, poczułam jak moje serce momentalnie zatrzymuje się w miejscu. Zacisnęłam palce na pilocie, nie mogąc oderwać wzroku od wspólnego zdjęcia z Chłopakiem. Mój oddech przyśpieszył, kiedy do głowy wpadały mi kolejne, nieznane obrazy.
- Luke! – Krzyknęłam, załamanym głosem. Chłopak pojawił się przy mnie w ciągu sekundy, przyglądając mi się z przerażeniem. Wskazałam na telewizor, oddychając coraz szybciej. – Dlaczego ja tam jestem? O co tu chodzi? – Pytałam ledwo słyszalnym głosem.
- Sky, uspokój się, proszę. – Zaczął opanowanym tonem.
- Jak mam się uspokoić?! Nic nie rozumiem..
- Sky, naprawdę nie pamiętasz Louis’a? – Usiadł obok mnie, łapiąc moją dłoń.
- Tego Louis’a? Kim on niby jest? – Spojrzałam w brązowe oczy chłopaka. Nie odrywając ode mnie wzroku, westchnął subtelnie i zaczął mówić. Opowiedział mi wszystko, co podobno ja sama mu mówiłam. Wszystko co wiedział o mnie, o Louis’ie. 

Nagle poczułam ucisk w sercu. Zerwałam się gwałtownie i prowadzona przez własną podświadomość lub serce, wbiegłam do sypialni. Spod łóżka wyjęłam kolorowe pudełko i siadając na podłodze, otworzyłam je powoli. moim oczom ukazała się co najmniej setka białych kopert i zapisanych kartek. Wyjęłam pierwszą i zakładając włosy za ucho, zaczęłam czytać. Czytać słowa zapisane czarnym tuszem. Z każdym kolejnym moje serce zaczynało bić szybciej, a w głowie przewijały się obrazy. Obrazy piękne, jednak niewyraźne. Słyszałam jego głos. Głos powtarzający niezwykle wyraźnie i donośnie te same, cztery słowa.

„Jesteś moją ostatnią nadzieją.”

- Louis.. - Wyszeptałam, przytulając od piersi Jego pierwszy list. 


czwartek, 18 września 2014

Autopromocja i współpraca.

Chciałabym zaprosić Was na całkiem nowego bloga tworzonego z tofi. Mam nadzieję, że fabuła i tematyka przypadnie Wam do gustu, bo jest to coś trochę innego od moich opowiadań. 
Zapraszam serdecznie.

Buziaki.


wtorek, 16 września 2014

19. "Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku. "

"Jest ta­ki mo­ment, kiedy ból jest tak duży, że nie możesz od­dychać. To jest ta­ki spryt­ny mecha­nizm. Myślę, że przećwiczo­ny wielok­rotnie przez na­turę. Du­sisz się, in­styn­ktow­nie ra­tujesz się i za­pomi­nasz na chwilę o bólu. Boisz się naw­ro­tu bez­dechu i dzięki te­mu możesz przeżyć."

     Ja odczuwałem właśnie taki ból. Odczuwałem go patrząc na pokiereszowane, drobne ciało dziewczyny, która w ciągu kilku miesięcy stała się dla mnie kimś.. No właśnie - kim? Mogę bezdyskusyjnie stwierdzić, że Sky była dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Bolało mnie serce, bolała dusza, gdy widziałem Jej cierpienie. Bolało mnie również to, że byłem w tej sytuacji kompletnie bezsilny. Bo co niby mogłem zrobić? Mogłem być przy Niej. Skoro tak bardzo spieprzyłem, mogłem spróbować naprawić to tylko w ten sposób. Ale gdybym tylko wiedział co, zrobiłbym wszystko, by Sky odzyskała przytomność. By obdarowała mnie swoim pięknym uśmiechem, przeszyła brązem swoich dużych oczu. Tak cholernie pragnąłem Ją przeprosić. Cofnąć się w czasie i postąpić zupełnie inaczej. W tamtym momencie, pomyślałem nawet, że byłbym zdolny
do przerwania kariery, rzucenia tego wszystkiego w cholerę i bycia z Nią. Gdyby powiedziała tylko jedno słowo.. Mógłbym zostawić dla Niej całe dotychczasowe życie. Być dla Niej kimś ważnym. Móc zmieniać się na lepsze, uczyć się żyć na nowo właśnie dla Niej. Z Nią.
     Nie mam pojęcia jak długo siedziałem w jednym miejscu i przyglądałem się to dziewczynie, to czarnemu ekranowi. Zerkałem na niego co chwila. Za każdym razem wstrzymywałem oddech i modliłem się, by nie dojrzeć prostej linii. W pewnym momencie mój wzrok skierował się w stronę okna. Na zewnątrz było już kompletnie ciemno. Wyprostowałem się, opierając o krzesło. Przeciągnąłem i rozejrzałem. Dopiero wtedy zorientowałem się, że nie zostałem ze Sky całkiem sam. W fotelu pod ścianą siedział Luke i wpatrywał się w dziewczynę. 
     - Która godzina? - Spytałem lekko zachrypniętym głosem. 
     - Pierwsza w nocy. - Rzucił krótko, poprawiając się na fotelu. 
     - Już? Nawet nie zauważyłem.. - Mój wzrok powrócił na Sky.
     - Od kilku godzin siedzisz bez ruchu i bez słowa. Nie dziwne. - Stwierdził. Usłyszałem cichy szelest, a chwilę potem poczułem jego dłoń na ramieniu. - Musisz odpocząć. Jedź..
     - Nie. - Przerwałem chłopakowi, nie odwracając się. - Nie jestem zmęczony.
     - Możesz przespać się u mnie. Zostanę przy niej. To moja przyjaciółka. Obiecuje, że jeśli coś się popra..
     - Nie Luke. - Ponownie wszedłem mu w słowo, spoglądając w jego stronę. - Wszystko jest okej. Nie potrzebuję snu. - Uśmiechnąłem się lekko. 
     - Jesteś cholernie uparty. - Westchnął, kręcąc głową. - W takim razie może pójdę załatwić coś na ząb i jakąś kawę. Zaraz wracam. - Rzucił i ruszył w stronę drzwi. 
     
     Zostałem sam na sam ze Sky. Odetchnąłem i przysunąłem się bliżej łóżka. Bardzo ostrożnie pogładziłem Jej włosy i zacząłem mówić. Opowiadałem Jej o wszystkim. O trasie, miastach, które odwiedziliśmy. O przeróżnych, coraz to śmieszniejszych akcjach fanek. Opowiadałem o wszystkim, ale bałem się powiedzieć o tym jak cholernie tęskniłem. I jak żałowałem. Liczyłem się z tym, że Ona może mnie w ogóle nie słyszeć. Nie rezygnowałem jednak. Mówiąc do Niej, miałem cichą nadzieję, że może poruszy palcem, uchyli powiekę. Cokolwiek. Niestety, nic szczególnego się nie wydarzyło. Zaczynałem powoli wpadać w paranoję. Wciąż i wciąż słyszałem, że akcja Jej serca zatrzymuje się. Nawet gdybym chciał, nie potrafiłbym usnąć. Kilkanaście minut później wrócił Luke. Wręczył mi duży kubek kawy, przyciągnął krzesło i usiadł obok mnie. 
     - Byłem ciebie bardzo ciekawy. - Zaczął. Spojrzałem na chłopaka pytająco. - Sky wciąż o Tobie wspominała. Opowiadała jaki jesteś. Byłem ciekawy czy gwiazda takiego formatu może być tak.. tak normalna, a jednocześnie niesamowita, jak to określała. - Uśmiechnął się. 
     - Jak to? - Uniosłem brew, nie odrywając od niego wzroku.
     - Ona jest po uszy w Tobie zakochana. Nigdy nie widziałem tak rozbuchanego uczucia. - Stwierdził, upijając łyk kawy. Właśnie w tamtym momencie poczułem się jeszcze gorzej. Usłyszałem coś o czym nawet nie miałem odwagi marzyć, a jednak nie cieszyłem się. Dlaczego? Bo Ją zawiodłem. Ona nie powinna znajdować się w takim miejscu jak szpital. Powinienem był zostać. Lub wziąć Ją ze sobą. Byłem cholernie głupi. Może, gdybym był wtedy przy Niej..
     - Nie obwiniaj się. - Usłyszałem. 
     - Słucham?
     - Dobrze widzę co się dzieje. To nie Twoja wina. To był wypadek. - Obdarzył mnie ciepłym uśmiechem. 
     - To by się nie zdarzyło, gdybym zachował się inaczej...
     - To znaczy? - Uniósł brew, nie odrywając ode mnie wzroku.
     - Sky nie mówiła? - Zdziwiłem się. Myślałem, że skoro opowiadała o mnie, wspomniała również o moim ostatnim zachowaniu.
     - Nic sobie nie przypominam. - Odpowiedział. Westchnąłem i ponownie spojrzałem na dziewczynę. 
~*~

Obudził mnie dźwięk telefonu. Podniosłem głowę i zorientowałem się, że zasnąłem z głową przy dłoni Sky. Wyprostowałem się, podniosłem i wyszukałem w kieszeni swoją komórkę. Gdy odebrałem, usłyszałem głośne krzyki i dziwne dźwięki.
      - Lou?
      - No. - Odpowiedziałem zaspanym głosem.
      - I jak tam u Sky? Dogadaliście się? - Liam spytał z troską. 
     - Ona.. - Zacząłem i spojrzałem na wciąż nieprzytomną dziewczynę. - Miała wypadek. Jestem w szpitalu..
     - Co?! Jak to? Zamknijcie się choć na chwilkę! - Krzyknął, odsuwając bezskutecznie słuchawkę.
     - Spadła z dachu.. Jest nieprzytomna. Nikt nie chce mi nic powiedzieć.
     - Boże, to okropne... - Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. - Louis, ty wiesz, że musisz wrócić? - Spytał niepewnie po chwili. 
     - Nie mogę.
     - Lou, przecież koncert..
     - Już raz Ją zostawiłem. Nie mogę tego zrobić po raz kolejny! Nie teraz. Wymyślcie coś. - Przerwałem przyjacielowi. 
     - Ale..
     - Proszę tylko o to jedno. Obiecuję, że się odwdzięczę. Cholernie mi na tym zależy..
     - No dobrze. - Westchnął cicho. - Coś się wykombinuje. Dzwoń jeśli coś się wydarzy. I ucałuj ją od nas.. - Rzucił cicho i rozłączyliśmy się. 

     Opadłem na krzesło i przetarłem twarz dłońmi. Spojrzałem na Sky. Nachyliłem się bardzo powoli i ostrożnie musnąłem wargami jej chłodny policzek. Zamiast usiąść, ruszyłem w stronę okna. Oparłem się o parapet i wyjrzałem przez okno. Niemal od razu przerażająco jasne promienie słońca poraziły moje zmęczone oczy. Nie byłem przyzwyczajony do takiej pogody już od samego rana. Przecież była dopiero szósta rano. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. W sali pojawił się Luke. W tych samych ciuchach co w nocy. Znaczy, że był tu całą noc. Ucieszyłem się, że Sky trafiła na takiego przyjaciela. Mimo, że go nie znałem, wydawał mi się dobrym człowiekiem. Podszedł do mnie i wręczył kubek gorącej kawy i kanapkę owiniętą w papierową torbę.
     - Próbowałem znaleźć coś lepszego, ale niestety. - Wzruszył ramionami. - To szpital. - Stanął obok mnie, również opierając się o parapet. 
    - Myślisz, że się obudzi? - Spytałem nagle, wpatrując się w parę unoszącą się nad gorącym napojem. 
    - Oczywiście, że tak. - Odpowiedział pewnie.
    - A co jeśli..
    - Nie możemy tak gdybać. - Przerwał mi. - Musimy w nią uwierzyć. To silna dziewczyna. A lekarze robią naprawdę wszystko co mogą. 
    - Skąd możesz o wiedzieć? - Spojrzałem na chłopaka z wyrzutem. Sam nie wiedziałem właściwie dlaczego tak się zachowałem.
    - Wiem, bo mój ojciec tu pracuje. Znam tutejszych lekarzy. A ty musisz się uspokoić. - Spojrzał na mnie.
    - Jestem spokojny. 
    - Powinieneś się położyć. 
     Mimo moich protestów, zostałem zaprowadzony do pokoju lekarzy. Puste pomieszczenie z bordowymi ścianami, dwoma biurkami i sporą, składaną kanapą. Luke ułożył mnie na niej i obiecał, że da mi znać gdyby stan Sky zmienił się w jakiś sposób. Miałem przespać się chociaż dwie godziny. Nie potrafiłem zmrużyć oka. Leżałem na plecach i wpatrywałem się w biały sufit. Moje myśli krążyły wokół dziewczyny leżącej kilka sal dalej. Wciąż wpadała mi do głowa jedna myśl, którą bardzo szybko odganiałem. Nie chciałem i bałem się tej myśli. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić jak okropne i ciężkie byłoby życie bez Sky. Byłem pewny, że gdyby Jej zabrakło, wróciłbym do prochów. I to ze zdwojoną siłą. 
     Obudziło mnie delikatne szturchanie. Bardzo powoli uchyliłem powieki. Nade mną stał Luke z niewyraźną miną. Podniosłem się gwałtownie i stając prosto o mało co nie straciłem równowagi. Spojrzałem na chłopaka z przerażeniem. Spodziewałem się najgorszego. 
     - Spokojnie. Wszystko z nią dobrze. - Rzucił szybko. - Obudziłem cię, bo zdaję się, że masz gości.
     - Słucham? - Przetarłem oczy, przyglądając się brunetowi.
     - Chodź to sam zobaczysz. - Skierował się w stronę drzwi. Poprawiłem koszulkę, przeczesałem włosy dłonią i wciąż nie rozumiejąc o co chodziło chłopakowi, ruszyłem za nim. Gdy znalazłem się na korytarzy, moje oczy powiększyły się do wielkości monet. Zayn oparty o białą ścianę, Liam krążący w tą i z powrotem, Niall wpychający do buzi kolejne orzeszki i wpatrujący się ze strachem w ścianę i Harry, siedzący gdzieś z brzegu i bawiący się palcami.
    - Co wy tu robicie? - Spytałem cicho, podchodząc do przyjaciół.
    - Niezłe powitanie. - Stwierdził Malik, odpychając się od ściany i podchodząc do mnie. 
    - Martwimy się. O Sky i o ciebie. - Stwierdził Liam, posyłając mi pocieszający uśmiech. 
    - O mnie nie musicie. - Przetarłem twarz dłonią. 
    - Właśnie widać. - Szepnął Payne.
    - Skąd w ogóle wiedzieliście gdzie nas szukać? 
Jak się okazało wszystko dzięki Luke'owi. Zanim wyszedłem od Sky zostawiłem w sali telefon. Ponieważ dzwonił nieustannie, chłopak go odebrał i tak właśnie czwórka moich przyjaciół znalazła się w szpitalu. Szczerze mówiąc bardzo ucieszyłem się na ich widok. Chyba właśnie ich brakowało mi najbardziej. Bliskich mi osób, które nawet milczeniem potrafią pomóc.  Weszliśmy do sali, gdzie leżała Sky. W milczeniu podszedłem do łóżka i zasiadłem na swoim stałym miejscu. Zaraz po mnie zbliżyła się reszta chłopaków. Odwróciłem się i zauważyłem, że Luke stoi pod ścianę i wpatruje się w coś intensywnie. Podążyłem dyskretnie za jego spojrzeniem. Obiektem jego zainteresowania okazał się niczego nieświadomy Styles. Sam nie wiedziałem dlaczego, uśmiechnąłem się pod nosem, by zaraz potem ponownie odwrócić się w stronę dziewczyny.   
     Przesiedzieliśmy całą grupą dobrych kilka godzin. Mimo, że miałem przy sobie przyjaciół, wciąż czułem się tak samo beznadziejnie. Ta bezczynność i niewiedza wykańczały mnie coraz bardziej. Ponownie przyszedł wieczór, a ja ponownie nie zauważyłem jak się ściemnia. Podniosłem głowę i rozejrzałem się. Każdy znalazł sobie własne miejsce i każdy drzemał na nim, kuląc się w przeróżnych pozycjach. Odetchnąłem cicho i dotknąłem opuszkami palców dłoni Sky. Nachyliłem się nad nią i ponownie zacząłem szeptać. Tym razem jednak, mówiłem wszystko co leży mi na sercu. Z każdą minutą bałem się tego coraz mniej. I z każdą minutą miałem coraz większą nadzieję, że dziewczyna jednak mnie słyszy. Nagle doszedł mnie dziwny dźwięk. Podniosłem gwałtownie głowę i spojrzałem na czarny ekran obok łóżka. W następnej chwili poczułem jak Sky bardzo słabo porusza palcem. Spojrzałem na nią, oddychając szybciej. Czyżby moje modlitwy zostały w końcu wysłuchane? Nachyliłem się nad Nią, obserwując Jej twarz. Bardzo powoli uchyliła powieki i przeszyła mnie brązem swoich oczu.
     - Sky...
     - Kim jesteś? - Spytała po chwili, bardzo słabym i cichym głosikiem. Poczułem jakby moje serce upadło na podłogę i potłukło się na miliony małych kawałeczków. Tylko nie to..

---------------------------------------------------------------------------------------------

Z okazji nowego, pięknego szablonu postanowiłam wstawić nowy rozdział. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. 
Buziaczki. 

niedziela, 7 września 2014

18. "Bardzo chcę wrócić. Do Ciebie. Aby dokończyć naszą rozmowę. I rozpocząć wiele innych."

     Musiało minąć kilka ciężkich, pracowitych dni, bym w końcu doczekał się całkowicie wolnego. Okazało się, że następny, ostatni już koncert mamy dopiero za kilka dni. Postanowiłem więc, z małą pomocą Chłopaków, wcielić mój "szalony" plan w życie. Od samego rana nie potrafiłem wysiedzieć spokojnie. Lot miałem mieć dopiero koło siedemnastej. Nie wyobrażałem sobie wytrzymać całego dnia, siedząc bezczynnie. Po szybkim i bardzo małym śniadaniu, wróciłem do pokoju. Mimo namów Chłopaków, nie miałem ochoty na żadne zakupy czy oglądanie miasta. Choć może to byłby lepszy pomysł niż siedzenie w pokoju, wolałem nastawiać się na wyjazd w samotności. Chwyciłem za laptopa i postanowiłem przejrzeć co ciekawego dzieje się na świecie. Po przeczytaniu połowy Internetu, coś tchnęło mnie, by sprawdzić co dzieje się w Los Angeles. Kilka mało interesujących informacji, w których odnalazłem jedną, która z niewiadomych powodów zainteresowała mnie bardziej.
- Boże, to straszne. Taka młoda.. - Pomyślałem, czytając o tajemniczej dziewczynie, która dzień wcześniej spadła z dachu. Zanim przeszedłem na inną stronę, poczułem jakiś wewnętrzny niepokój. Przez kilka minut wpatrywałem się w monitor, mając naprawdę złe przeczucia. Przygryzłem wargę, przecierając twarz. Potrząsnąłem głową, uświadamiając sobie, że to na pewno nie Sky. To, że znam jedną dziewczynę w LA, nie znaczy, że to właśnie ona. Odetchnąłem i zamknąłem laptopa.    Podszedłem do okna. Pogoda była niesamowicie piękna. Oparłem czoło o szybę i wpatrując się w ulicę, stwierdziłem, że może i warto wyjść na spacer. Przecież to jedyna okazja zwiedzenia choć kawałka tego niesamowitego miasta jakim jest Filadelfia. Zadzwoniłem do Liam'a. Jak się okazało, postanowili przejść się całą czwórką. Umówiłem się z nimi i odrzuciłem telefon na łóżko. Żeby oczyścić myśli przed spacerem i z pewnością spotkaniem na nim mnóstwa fanów, postanowiłem wziąć szybki prysznic.
     Dzięki krótkiej przechadzce, czas minął mi naprawdę szybko. Nawet nie zauważyłem, kiedy musiałem już zbierać się na lotnisko. W tajemnicy przed wszystkimi, prócz Chłopaków, pojechałem na samolot. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się przemknąć niezauważonym. Siedziałem w kapturze, okularach przeciwsłonecznych i wyglądałem przez okno. Gdy samolot wzbił się wyżej i już zdecydowanie podążaliśmy do LA, czułem jak moje serce bije szybciej. Czułem jak robi mi się coraz goręcej. W mojej głowie wciąż przewijały się obrazy i scenariusze ponownego spotkania ze Sky. Byłem ogromnie ciekawy jak mnie przyjmie. Szczerze powiedziawszy, miałem nadzieję, że nie jest na mnie zła tak bardzo jak się domyślałem. Że uda nam się normalnie porozmawiać. Nie mogłem doczekać się spojrzenia w Jej oczy, dotknięcia Jej delikatnej skóry i zaciągnięcia się zapachem Jej perfum.

~*~

     Do Los Angeles dotarłem w ciągu kilku godzin. Dla mnie była to jednak katorga. Z każdą upływającą minutą czułem, że tracę coraz więcej cierpliwości. Wybiegłem z lotniska jak poparzony i wsiadłem do pierwszej lepszej taksówki. Wyjąłem z portfela list i sprawdziłem dokładny adres. Gdy podałem go taksówkarzowi, po moich ponagleniach, ruszyliśmy z piskiem opon. Opadłem na siedzenie i próbując uspokoić oddech, przyglądałem się mijanym widokom. Krótka podróż, która wydawała mi się nieskończonością zakończyła się moim wypadnięciem z taksówki. Podniosłem się z chodnika, otrzepałem i udając, że nic się nie stało, zapłaciłem dziwnie przyglądającemu mi się taksówkarzowi. Wziąłem kilka głębokich oddechów i chwytając torbę, ruszyłem w stronę drzwi. Zdziwiłem się, gdy przed wejściem do domu zauważyłem młodego chłopaka.Przyglądałem mu się przez kilka chwil. Wyglądał na zdołowanego. Wolnym krokiem podszedłem do nieznajomego.

- Ym.. Cześć. - Rzuciłem. Brunet podniósł wzrok i przeszył mnie nim do granic możliwości. Na kilka minut zapadła cisza. Przez cały ten czas czułem na sobie Jego wzrok. Chłopak nie mrugnął nawet przez sekundę.
- O boże. - Krzyknął nagle, uderzając się dłonią w czoło. - Przepraszam. - Posłał mi krótki uśmiech i podszedł do mnie z wyciągniętą ręką. - Luke. Ty pewnie jesteś TYM Louis'em. - Stwierdził.
- Słucham? - Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, ściskając Jego dłoń.
- Wiele o tobie słyszałem. No i muszę przyznać, że zdarzyło mi się coś kiedyś obejrzeć z twoim zespołem. - Przeczesał włosy.
- No jasne, rozumiem... - Chrząknąłem. Czasem naprawdę zdarzało mi się zapominać, że ludzie mogą znać mnie z telewizji czy gazet.
- Jestem przyjacielem... - Zaczął, zaciskając powieki.
- Coś się stało? Gdzie Sky? - Rozejrzałem się dookoła.
- No właśnie... Ty nic nie wiesz... - Zaczął i spojrzał na mnie. W jego oczach dostrzegłem ogromny smutek i ból. Moje serce zabiło szybciej.
- Ale czego nie wiem? Mów! - Podniosłem głos, czując w sobie rosnące zdenerwowanie.
- Sky.. Miała wypadek. Spadła z dachu..Jest w szpitalu. Kompletnie nieprzytomna. Lekarze..
- Zabierz mnie do niej! - Krzyknąłem głośniej, przerywając chłopakowi.
- Jasne, ale..
- Luke! - Spojrzałem na niego ze złością. Odetchnął i kiwając na mnie głową, ruszył w stronę zaparkowanego niedaleko samochodu.  Wsiadłem do niego w pośpiechu, rzucając torbę na tylne siedzenia.
- Ruszaj! No szybciej! - Ponaglałem, kiedy wkładał kluczyki do stacyjki.
- Spokojnie stary. Staram się. - Rzucił spokojnie, odpalając i ruszając z piskiem opon.

~*~

Wbiegłem do szpitala, nie zważając na to czy Luke idzie za mną czy został w samochodzie. Podbiegłem do recepcji i plącząc się, wypytywałem o Sky.

- Proszę się uspokoić bo do niczego w ten sposób nie dojdziemy. - Rzuciła oschle starsza kobieta, siedząca za ladą.
- Jak mam się uspokoić w takiej sytuacji?! - Krzyknąłem. Miałem wrażenie, że oczy wszystkich skierowały się w moją stronę. Jednak w tamtym momencie miałem to naprawdę gdzieś. Chciałem jak najszybciej znaleźć się przy mojej Sky.
- Louis. - Poczułem na ramieniu dłoń chłopaka. Odwróciłem się, obdarzając go morderczym spojrzeniem. Zabrał dłoń i odchrząknął. - Pani ma rację. Spokojnie. Ja cię zaprowadzę. - Rzucił spokojnym głosem po czym ruszył w stronę wielkich drzwi. Nie czekając, pobiegłem za nim.
Po kilku minutach i paru zakrętach i krążeniu po białych, jasnych korytarzach, weszliśmy w końcu do jednej z sal. Gdy znalazłem się w środku, moje serce niemal zatrzymało się na kilka sekund. Zacisnąłem wargi, przyglądając się dziewczynie. Leżała nieprzytomna w białej pościeli. Jedynie
podłączone do niej kabelkami sprzęty, upewniały w tym, że wciąż żyje. Cała obandażowana, poraniona. Zaciśnięte powieki i lekko rozwarte, pełne usta. Ruszyłem wolnym krokiem w stronę łóżka. Powoli usiadłem na pobliskim krześle i zlustrowałem całe Jej ciało. Było całkowicie pokiereszowane. Tysiące ran. Czułem jak wielka gula podchodzi mi do gardła. Nie mogłem sobie tego wybaczyć. Zacząłem obwiniać samego siebie. Ostrożnie uniosłem dłoń i palcami muskałem Jej poranioną, obandażowaną rękę. Jej delikatną skórę oszpeciły szwy. Szwy, które były praktycznie wszędzie. Zacisnąłem powieki i odetchnąłem cicho. Nachyliłem się nad Jej twarzą i pogładziłem wierchem dłoni policzek, wolny od białego materiału.

- Tak bardzo chciałbym cofnąć czas. Tak bardzo chciałbym cię przeprosić. To wszystko moja wina..Jeśli tylko mnie słyszysz.. - Przerwałem, mrużąc oczy i powstrzymując pojedyncze łzy. - Błagam, wróć do mnie. Nie wyobrażam sobie żyć dalej bez Ciebie. Moja nadziejo. Moja najcudowniejsza nadziejo. - Wyszeptałem, dotykając ponownie Jej dłoni. Poczułem na ramieniu rękę Luke'a. Odetchnąłem subtelnie, spuszczając głowę. Jeszcze nigdy nie czułem się tak cholernie bezradny. Nigdy jeszcze nie czułem takiego strachu. Bałem się. Bałem się jak mały chłopiec. W tamtym momencie uświadomiłem sobie, że tylko dzięki Sky widzę sens życia. To Ona była moim życiem.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że to piszę ale jeśli czytacie - dawajcie o sobie znać. Widząc komentarze, nawet najkrótsze widzę sens w kontynuacji tej opowieści. Czuję również wenę, wiedząc, że chociaz kilku osobom podobają się moje wypociny. ;)
Buziaczki. 

czwartek, 4 września 2014

17. "Oprócz prag­nienia od­czu­wała tyl­ko to jed­no: tęsknotę."


Siedziałem w garderobie, wpatrując się bezwiednie w ścianę. Wciąż słyszałem Jej kojący głos. Widziałem Jej piękny uśmiech i urocze dołeczki. Jeszcze nigdy u nikogo nie zauważyłem tak wyrazistych, brązowych oczu. Oczu, które skrywały w sobie tajemnicę, smutek. Zatapiając się w nich, widziałem strach. Czułem w pewnym sensie, że coś jest nie tak. Chciałem Jej pomóc. Chciałem oczyścić Jej serce z jakiegokolwiek bólu. Przecież tak niesamowita istota nie zasługuje na jakiekolwiek cierpienie. Nie chciałem być jednak zbyt ciekawski. Bałem się, że mogę Ją wystraszyć. Bo Ona była inna. Inna od wszystkich dziewczyn jakie w życiu spotkałem. Z każdym, samotnym dniem przekonywałem się o tym jeszcze bardziej. W dłoni trzymałem Jej pierwszy list. List, z którym nigdy się nie rozstawałem. Od samego początku czułem, że Sky to wyjątkowa osoba. Że namiesza w moim życiu. Nie wiedziałem jednak, że w pewnym sensie, uzależnię się od Niej. Od rozmyślań na Jej temat. Cały czas czułem na skórze Jej delikatne dłonie. Wciąż czułem na ustach smak Jej truskawkowej pomadki. 


Uwielbiałem swoją pracę. Była dla mnie czymś więcej niż zwykłym obowiązkiem i zarabianiem niemałych pieniędzy. Mimo, że każdego dnia spełniały się moje marzenia, cieszyłem się, że jeszcze tylko kilk koncertów i będę wolny. Jeszcze tylko kilka koncertów i mogłem wrócić do domu. Zastanowić się nad wszystkim co spotkało mnie ostatnimi dniami. Im dłużej zastanawiałem się nad znajomością ze Sky, tym bardziej tęskniłem. Zanurzałem się we własnym świecie, zapominając o wszystkim co dzieje się dookoła mnie. Najbardziej jednak zastanawiałem się nad Jej reakcją. Zastanawiałem się na jak wielkiego frajera musiałem wyjść w Jej oczach. I kiedy uda mi się znów Ją ujrzeć, czy będzie w ogóle chciała ze mną rozmawiać? Chyba tego bałem się najbardziej. Kompletnej obojętności. Nie miałem pojęcia czy to co działo się w tamtym momencie w moim sercu, dzieje się również w Jej sercu. Wolałbym, by mnie nienawidziła. Przecież nienawiść jest jakimś uczuciem. A ja bardzo pragnąłem, by Sky czuła do mnie cokolwiek. Nie miałem nawet odwagi marzyć, by czuła to co ja czułem. Do niedawna bałem się tego co się ze mną dzieje, bo jeszcze nigdy nie odczuwałem niczego tak bardzo. Bo jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś tak niesamowitego. Ale siedząc w tamtej garderobie, przed występem dla fanów w Seattle, byłem już bardzo pewny swoich uczuć. Kochałem Ją. Kochałem całym sobą. I nie mogłem pozwolić, by cokolwiek stanęło nam na przeszkodzie.

- Louis. - Usłyszałem zachrypnięty głos przyjaciela. 
- Hm? - Uniosłem wzrok na Harry'ego, który wpatrywał się we mnie z założonymi na klatce piersiowej rękoma. 
- Od pół godziny staram się z tobą skontaktować. A mówią, że to ja żyje we własnym świecie. - Rzucił wzruszając ramionami i robiąc dziwną minę. - Zbieraj się, zaraz wychodzimy. 
- A tak, jasne. - Kiwnąłem głową, złożyłem pierwszy list od Sky i wsunąłem go do portfela. 
- Wciąż o niej myślisz. - Stwierdził Styles, przeczesując włosy dłonią. 
- Skąd ten pomysł.
- Znam cię. Nigdy się tak nie zachowywałeś. - Ruszył za mną, kiedy skierowałem się w stronę lustra. - Wiesz... - Zaczął, przyglądając się mojemu odbiciu. Uniosłem brew pytająco, poprawiając niesforny kosmyk włosów opadający mi na czoło. - Gdybym to ja był w takiej sytuacji... Zrobiłbym wszystko, dosłownie wszystko by się z nią spotkać. Nawet jeśli zostałoby to uznane za coś okropnie głupiego. - Rzucił poważnym tonem, nie odrywając ode mnie wzroku. - Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę takiego zakochania.
- Skąd ty.. - odwróciłem się gwałtownie.
- Tommo. - Wywrócił oczami z uśmiechem. - Widać z daleka, że ta dziewczyna przewróciła ci w głowie. I musi być naprawdę nieziemska, skoro udało jej się z samym Louis'em Tomlinsonem. - Posłałem przyjacielowi krótki uśmiech i nabrałem powietrza to płuc. On miał rację. Powinienem zrobić rzecz, która od dawna plątała się w mojej głowie. Wszyscy mówili mi to samo, a ja zachowywałem się jak niezdecydowany dzieciak. To co powiedział mi Harry otworzyło mi oczy.

~*~


"Tęskniła za nim nieus­tannie. Oprócz prag­nienia od­czu­wała tyl­ko to jed­no: tęsknotę. Ani zim­na, ani ciepła, ani głodu. Tyl­ko tęsknotę i prag­nienie. Pot­rze­bowała tyl­ko wo­dy i sa­mot­ności. Tyl­ko w sa­mot­ności mogła za­topić się w tej tęskno­cie tak, jak chciała."

Tak, to prawda. Mimo miliona prób, nie potrafiłam o Nim zapomnieć. Nie chciałam tego zrobić. Mimo, że cierpiałam - lubiłam to. Z każdym dniem tęskniłam coraz bardziej. Z każdym dniem uświadamiałam sobie, że uwielbiam za Nim tęsknić. Tęsknić i pisać listy. Napisałam ich już cztery. Każdy kolejny odkładałam do pudełka, które później wsuwałam pod łóżko. Wciąż nie wiedziałam czy w ogóle będę w stanie je wysłać. Nie potrafiłam również oglądać z taką pasją jak kiedyś, występów Chłopców. Widząc Go, przed oczami od razu pojawiały mi się obrazy z tamtej nocy. Przypominał mi się Jego dotyk, Jego zapach, Jego szczery uśmiech i blask Jego lazurowych oczu. Może nie potrafiłam patrzeć na Niego bez większych uczuć, jednak nie przestałam słuchać piosenek, które niegdyś wprawiały mnie w dobry nastrój, podtrzymywały na duchu czy pomagały skupić się na pracy. 

Każdy dzień tak bardzo podobny do kolejnego. Jedynie ciężar z jakim je przeżywałam był coraz większy. Może listy, w których opisywałam swoją historię dawały mi chwilę oddechu i spokoju. Jednak to uczucie nie trwało długo. Odkładając kolejne listy, ból znów powracał. Jedynym pocieszeniem w tym wszystkim był Luke. Nie powiedziałam Mu o co chodzi. Nie powiedziałam dlaczego tak cierpię. Nie mówiłam, że w ogóle cierpię. Jednak On widział. Widział wszystko co się ze mną dzieje. Przez ostatnie dni bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Był dla mnie oparciem. Był moją odskocznią. Z każdym dniem nasza przyjaźń umacniała się. 


Siedzieliśmy w barze kolejną godzinę. On popijał kolejne piwo, ja, bawiąc się słomką, kończyłam swój pierwszy sok. Siedzieliśmy w milczeniu, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało. W pewnym momencie poczułam jak Luke łapie mnie za rękę i zmusza do popatrzenia w oczy. Odetchnęłam i spojrzałam w czekoladowe ślepia chłopaka.
- Powiesz mi co się tak właściwie dzieje? Nie chce być wścibski, ale widzę jak bardzo cierpisz. Chciałbym ci pomóc. Może gdy to z siebie wyrzucisz..
- To chyba dobry pomysł. - Przerwałam Mu, mrużąc oczy. 
- No mów mała. - Uśmiechnął się uroczo, ściskając delikatnie moją dłoń. Odetchnęłam głęboko i opowiedziałam Mu wszystko. Czułam, że Luke jest odpowiednią osobą. Potrzebowałam opowiedzieć komuś o tym co męczy mnie najbardziej. Przecież psychoterapeuta nie jest odpowiednim słuchaczem w takiego typu sprawach. 


Odkąd powiedziałam Luke'owi o co chodzi, moje życie nieco się poprawiło. Czułam Jego wsparcie z każdej strony. Zrozumienie i pomoc, jakie mi okazywał były dla mnie naprawdę wszystkim, w tamtym czasie. Coś jednak wciąż nie dawało mi spokoju. Wtedy nie rozumiałam o co właściwie chodziło. Teraz wiem, że brakowało mi jakiegokolwiek znaku. Znaku od Louis'a, że pamięta. Pamięta o mnie, o tym co wydarzyło się w nocy, kilka miesięcy wcześniej. O Jego egzystencji wiedziałam jedynie z mediów. Nie oczekiwałam cudów. Nie oczekiwałam, że rzuci wszystko i tak po prostu przyjedzie. Chciałam jedynie wiedzieć, że jest Mu dobrze. Że cieszy się z trasy, że o mnie pamięta. Żadnego, nawet najgłupszego i najkrótszego listu. 



Wracałam z zajęć. Coś podkusiło mnie, by wejść na jeden z dachów. Ponieważ robiłam to nie raz, wiedziałam gdzie mogę pójść i nie mieć przez to żadnych problemów. Tego dnia mój humor był wyjątkowo podły. Na nic zdały się zajęcia, które tak bardo uwielbiałam. Na nic zdało się spotkanie z moim nowym przyjacielem. Powoli weszłam na samą górę i zasiadłam na betonowym murku. Przyglądałam się całemu miastu. Tak zagonionemu, nastawionemu na jedno. Dla większości ludzi liczyła się jedynie kariera. Dla większości ludzi właśnie udana kariera zawodowa i dostęp do ogromnej liczby pieniędzy było kwintesencją szczęścia. Moja definicja tego stanu była zupełnie inna. Moja definicja szczęścia znajdowała się kilka tysięcy kilometrów ode mnie. Właśnie w tamtym momencie, na tamtym dachu, poczułam się całkowicie bezsilna. Nie miałam pojęcia co ze sobą robić. Wszystkie myśli, które  nawiedzały moją głowę były z każdą sekundą coraz bardziej męczące. Im bardziej uświadamiałam sobie, że On nigdy nie będzie mój, tym bardziej Go pragnęłam. Tęskniłam, ale nie chciałam Go widzieć. Powoli nienawidziłam, kochając jednocześnie bez wytchnienia. Nie potrafiłam poradzić sobie z tym wszystkim. Podniosłam się powoli i podeszłam do krawędzi dachu. Wyciągnęłam głowę, opierając się o metalową barierkę. Zmrużyłam oczy, czując powiew ciepłego wiatru na twarzy. Już od bardzo dawna moje życie składało się z podstawowych funkcji życiowych, udawaniu szczęścia i łykaniu coraz większej liczby psychotropów. Leków, które na dobrą sprawę powinny mi pomagać. Mój organizm stwierdził jednak, że już więcej nie jest w stanie znieść. Gdy opierałam się o barierkę, poczułam jak robi mi się słabo. Chciałam zacisnąć palce na metalowej rurze, ale straciłam równowagę. Jedyne co pamiętam to ciemność i powolne opadanie w dół. 

TRAGEDIA. Dziś po południu wydarzyła się okropna tragedia. Młoda dziewczyna spadła z dachu jednego z budynków znajdujących się w samym centrum miasta. Nie miała przy sobie dokumentów. Trwa dochodzenie. Czy nasza ofiara nie potrafiła zmierzyć się z trudami życia? Każdego kto może coś wiedzieć prosimy o kontakt z policją.



"Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół i
Nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół i 
Nie ma Cię i nie wiem już gdzie jesteś, ale dobrze, 
Że nie wiesz co u mnie, bo pękło by Ci serce."


-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Witajcie. Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was tym rozdziałem. Mam również nadzieję, że warto było na niego czekać. ;) 
Zapraszam do uzupełnionej zakładki "najważniejsi". 
Ponieważ dla niektórych zaczął się ciężki czas, czas szkoły jestem ciekawa jak Wam idzie w te pierwsze, najtrudniejsze dni? ;) 
Buziaczki.