sobota, 12 lipca 2014

10."Żaden mężczyzna, którego znałam, nie bał się tak pięknie jak on."

Stałam bez ruchu. Nie mogłam oddychać, nic powiedzieć. Mrugałam bezwiednie oczami. W tamtym momencie miałam ochotę, by ktoś mnie uszczypnął. By ktoś potwierdził, że to jedynie sen. Niesamowity sen.

- Um, przepraszam, że tak bez zapowiedzi. Miałem nadzieję, że lubisz niespodzianki. - Rzucił w końcu. Jego głos zabrzmiał w mojej głowie. Zmrużyłam oczy, odetchnęłam głęboko. Byłam pewna, że kiedy je otworze, On zniknie. Tak się jednak nie stało. Spojrzałam w jego lazurowe oczy i poczułam w sobie siłę. Bez żadnego
słowa, rzuciłam mu się w ramiona. Oplotłam jego szyję rękami i wtuliłam twarz w ramię. Z początku był w szoku, co wyrażało się jego spiętymi mięśniami. Jednak sekundę później poczułam jak obejmuje mnie i przyciąga odrobinę bliżej siebie. Wciąż nie potrafiłam wymówić słowa. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że czuję Jego bliskość, zapach Jego perfum. Nie mam pojęcia jak długo trwaliśmy w tej pozycji, nie obchodziło mnie to. Najważniejsze było to, że czułam się w tamtym momencie najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Po długim czasie, zebrałam się w końcu w sobie i odkleiłam się od chłopaka. Odchrząknęłam, zrobiłam krok w tył i poprawiłam sukienkę.

- Przepraszam. - Wyszeptałam cicho, uciekając wzrokiem.
- Przestań, nawet nie marzyłem o takim powitaniu. - Zaśmiał się, wpatrując się we mnie.
- Co ty tu tak właściwie robisz?
- Panno Martins! - Usłyszałam niski głos rektora. W sekundę, mężczyzna pojawił się obok nas. Nie było nam dane nawet porozmawiać.
- Poczekasz chwilkę? - Rzuciłam cicho i zostałam odciągnięta od Louis'a. W odpowiedzi zauważyłam delikatne skinienie i odwróciłam wzrok w stronę ludzi, którym byłam przedstawiania.

Po godzinie poznawania całkiem nowych ludzi, poważnych znawców sztuki współczesnej i innych mniej lub bardziej ważnych osób, wyrwałam się z uścisku Rektora. Ruszyłam w poszukiwania Louis'a, bo przez ten cały cyrk, chłopak zniknął mi z oczu. Odnalazłam go w małym, galerianym ogrodzie. Stał oparty o ścianę, stopami wystukiwał jakiś rytm, a oczy skierował na ciemniejące niebo. Odetchnęłam i kilka razy zamrugałam oczami. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że tu jest. Wciąż miałam wrażenie, że za którymś mrugnięciem jego sylwetka rozpłynie się, jak powietrze. Że to mój kolejny sen o Louis'ie Tomlinsonie.

- Och, jesteś już. - Usłyszałam jego głos. Zamrugałam ponownie, zrobiłam głupią minę i podeszłam.
- Tak, możemy na spokojnie pogadać. - Odezwałam się, wciąż patrząc w jego lazurowe oczy. - Masz ochotę się przejść?
- No jasne. - Uśmiechnął się.

Spacerowaliśmy w milczeniu, małymi alejkami. Cały ogródek oświetlony był kolorowymi lampkami. Na końcu zielonego placyku stała miniaturowa fontanna, wokół niej kilka grządek niebieskich kwiatów i ławka. Mała, drewniana ławka, przeznaczona wyłącznie dwóm osobom. Z każdą sekundą czułam się coraz dziwniej. Przecież pisząc wszystkie listy, czułam, że czegoś jeszcze nie dopowiedziałam. Zawsze miałam Mu tak wiele do opowiedzenia. Tyle historii, śmiesznych faktów, swoich własnych przemyśleń. Marzyłam. Marzyłam by czuć jego bliskość. Patrzeć w jego oczy i opowiedzieć to wszystko, o czym nie napisałam. Wcześniej byłam pewna, że jeśli tylko będzie mi dane go zobaczyć, nie będę potrafiła zamknąć ust. A teraz? Teraz nie potrafię ich otworzyć. I nie wiem czy to przez onieśmielenie, czy po prostu jego towarzystwo sprawia, że wcale niepotrzebne są mi słowa. Spojrzałam na niego ukradkiem. Podążał pewnym krokiem, patrzył przed siebie, a z jego twarzy nie znikał uśmiech. W pewnym momencie nasze dłonie otarły się o siebie. Spojrzał na mnie, a ja spuściłam wzrok. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Dotarliśmy do ławki. W tym samym momencie opadliśmy na nią i okazało się, że owa drewniana, starodawna ławka bardzo zbliża do siebie ludzi. Nasze ramiona, biodra i nogi stykały się ze sobą. Czułam jak Louis przygląda mi się z zaciekawieniem i jakby lekkim wyczekiwaniem. Odetchnęłam subtelnie i uniosłam wzrok.

- Coś nie tak? - Spytał po chwili.
- Nie, dlaczego tak sądzisz? - Odpowiedziałam szybko.
- Mam wrażenie, że moja niespodzianka wcale nie jest taką udaną. - Odchrząknął, przeczesując włosy i zwracając wzrok na fontannę.
- Nie, to nie tak. - Zaczęłam cicho, bawiąc się nerwowo palcami. - Ja po prostu.. Wciąż nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
- Ja też. - Uśmiechnął się. Przez kilka sekund panowała cisza. Jednak później Louis rozgadał się na całego. Słuchałam go z zaciekawieniem, nie mogłam przestać się uśmiechać. Niedługo potem monolog chłopaka zamienił się w zagorzałą dyskusję. Kiedy się rozkręciłam, rozmawialiśmy na wszystkie tematy. Każdy musieliśmy przedyskutować, wymienić się swoimi opiniami. Nawet jeśli chodziło o najgłupsze, najbanalniejsze problemy jak noszenie skarpetek czy też ich brak. W pewnym momencie rozdzwonił się telefon Louis'a.

- O matko, zapomniałem. Dobra, zaraz będę. Spokojnie! Kryj mnie, a nikt się nie zorientuje, że mnie nie ma. - Rzucił ze śmiechem i rozłączył się.
- Coś się stało? - Spytałam z zaciekawieniem.
- No tak jakby. Zapomniałem o koncercie.
- O matko!  - Podniosłam się gwałtownie i złapałam za głowę. - Przepraszam, to moja wina.
- Przestań. Chodźmy. - Chwycił mnie za rękę, a ja poczułam jak całe moje ciało oblewa gęsia skórka.
- Jak to chodźmy? - Spytałam, ledwo nadążając nad niemalże biegnącym chłopakiem.
- Porywam cię. - Rzucił krótko, uśmiechnął się i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, wsadził mnie do stojącej na podjeździe taksówki.

~*~

Podążałam dużym korytarzem, oświetlonym niesamowicie jasnymi jarzeniówkami. Rozglądałam się na wszystkie strony, czując się jak mała dziewczynka, przybyła do nowo otwartego wesołego miasteczka. Z każdą sekundą czułam coraz większe podniecenie. Nawet na minutę nie puścił mojej ręki. Czułam na sobie jego wzrok, byłam pewna, że się uśmiecha. Ale ja nie miałam czasu na niego spojrzeć. Nigdy nie byłam w takim miejscu, wciąż nie dochodziło do mnie gdzie i po co tak właściwie jestem. Usłyszałam dziwny trzask, później donośny śmiech. Zatrzymaliśmy się. Stanął przede mną, wciąż nie puszczając mojej dłoni.

- Na początek chciałem, byś poznała moich przyjaciół. To znaczy znasz ich, ale.. - Zaczął się plątać, robiąc przy tym urocze miny. Uśmiechnęłam się do niego i ścisnęłam jego dużą rękę na znak, że wszystko rozumiem. Odwrócił się i powoli otworzył jedne z tysiąca drzwi w ogromnym korytarzu. Wzięłam głęboki oddech i podążyłam za chłopakiem. Kiedy znalazłam się w pomieszczeniu, przywitał mnie śmiech. Tuż przede mną ktoś przebiegł, opowiadając o czymś zawzięcie.

- Przepraszam, ale to zawsze tak wygląda. - Usłyszałam szept Louis'a. Spojrzałam na niego. Wciąż uroczo się uśmiechał, wciąż ściskając moją dłoń. - Chłopaki! - Kiedy krzyknął, oczy wszystkich obecnych w pomieszczeniu zwróciły się w naszą stronę. Tak dobrze znana mi czwórka, uśmiechała się do mnie szeroko, reszta ekipy patrzyła z zaciekawieniem.

- A więc to jest ta tajemnicza Sky. - Zaczął Liam i podszedł, wyciągając dłoń w moją stronę. - Bardzo mi miło. - Uśmiechnął się uroczo. Odwzajemniłam gest, czując jak przyjemne ciarki oblewają moje ciało.
- Ale ładna! - Usłyszałam szept. Sekundę później, tuż przede mną wyrosła czarna czupryna i piękny uśmiech. Cofnęłam się do tyłu, mimochodem lustrując Zayn'a. - Wybacz, że tak prosto z mostu. - Wyszczerzył się i wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją nieśmiało. Zaraz potem podszedł blondyn i Harry, w którego oczy spojrzeć musiałam odchylając głowę. Kiedy poznałam swoich idoli, Louis przedstawił mnie reszcie ekipy i usadził na jednej z kanap stojących pod ścianą. Siedziałam z dłońmi na kolanach i przyglądałam się przygotowaniom do koncertu. Z każdą minutą coraz lepiej dochodziło do mnie, że będzie mi dane zobaczyć wielkie show. Z każdą minutą dochodziło do mnie coraz lepiej, że marzenia jednak naprawdę się spełniają.

Już godzinę później, chłopcy byli gotowi, a ja zostałam porwana przez stylistkę chłopaków. Lou okazała się bardzo sympatyczną i rozgadaną kobietą. Z początku nie odzywałam się za wiele, jednak jej podejście, pytania i żarty sprawiły, że bardzo szybko się ośmieliłam. Stanęłyśmy tuż za sceną. Widok był niesamowity. Miliony fanów piszczało i skandowało imiona chłopaków. Zaczęłam się nawet denerwować za całą piątkę. Niestety, czasem bywam zbyt empatyczna. Nagle poczułam na swoich biodrach czyjąś dłoń. Odwróciłam się powoli, trafiając na uśmiech.

- Coś się stało? - Spytałam cicho.
- Nie, nic. Chciałem tylko spytać.. Może mały uścisk na szczęście? - Louis ukazał rząd białych zębów, bawiąc się mikrofonem. Odwzajemniłam uśmiech, nachyliłam się i złożyłam na jego policzku krótki pocałunek. Kiedy się odsunęłam, jego uśmiech powiększył się dwukrotnie, a ja sama czułam jak moja twarz staje się czerwona. Odchrząknęłam i cofnęłam się o krok.

Bawiłam się niesamowicie. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, by puściły mi wszystkie hamulce. Zachowywałam się jak mała dziewczynka. Śpiewałam, skakałam i tańczyłam razem z chłopakami. Miałam świadomość, że Lou dziwnie mi się przygląda, nawet momentami śmiała się ze mnie, co starała się ukryć. W końcu nadeszła pora na moją ulubioną piosenkę. Chłopcy nareszcie stanęli grzecznie i normalnie. Pierwsze nuty Story, a ja poczułam jak całe moje ciało przechodzą ciarki. Spojrzałam na Louis'a. On odwrócił się w moją stronę dokładnie w tej samej chwili. Zauważyłam jak puszcza mi oczko i uśmiecha się. Moje serce zabiło mocniej. Ten wieczór, z każdą kolejną sekundą był coraz piękniejszy.
Koncert dobiegł końca, jednak chłopcy nie potrafili tak szybko rozstać się z fanami. Ponieważ całe show skakałam na obcasach, poczułam, że moje nogi długo nie wytrzymają. Przeprosiłam Lou i udałam się do garderoby chłopaków. Zasiadłam na kanapie i ściągnęłam szpilki. Kiedy to zrobiłam, poczułam niesamowitą ulgę i rozłożyłam się, wyciągając nogi. Czekając na chłopaków, bawiłam się palcami. Nie mogłam się doczekać, by pogratulować im świetnego występu, a przede wszystkim podziękować Louis'owi za tak wspaniały prezent.

- LA rządzi! - Usłyszałam radosny krzyk Niall'a, a sekundę później do pomieszczenia wpadła piątka chłopaków i reszta ekipy. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, poprawiłam sukienkę i uśmiechnęłam się.
- I jak się podobało? - Louis opadł tuż obok mnie, zakładając ręce za głowę.
- No właśnie. Byliście wspaniali. - Odpowiedziałam, patrząc po kolei na każdego z nich. Cała czwórka ukłoniła się uroczo, po czym zajęli się przebieraniem.
- Dasz mi chwilkę? - Usłyszałam szept. Odwróciłam się w stronę Louis'a. Jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej. Uniosłam brwi ze zdziwieniem. - Przebiorę się tylko i pokażesz mi swoje miasto. Oczywiście jeśli masz ochotę.. - Dodał szybko, spuszczając wzrok i bawiąc się palcami.
- Jasne, bardzo chętnie. - Uśmiechnęłam się.

~*~

Podążaliśmy ulicami miasta, wciąż rozmawiając i śmiejąc się ze wszystkiego. Opowiadałam mu o życiu w Los Angeles, opowiadałam o swojej szkole, ludziach, miejscach, które kocham. On tłumaczył mi jak wygląda życie w trasie, jakie miał przygody z fanami, jak bardzo kocha swoje rodzinne miasto i jak bardzo tęskni za matką. Dotarliśmy do plaży. Zdjęłam szpilki i spojrzałam na niego. Zrobił to samo ze swoimi butami i uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłam gest i chwyciłam go pod rękę. Podążaliśmy wyjątkowo pustą plażą, brodząc stopami w ciepłym piasku i obserwując ocean. Żadne z nas się nie odezwało. Nie potrzebowaliśmy słów. Moje serce rosło, bo właśnie w tamtym momencie spełniało się moje kolejne marzenie. Zasiedliśmy w moim ulubionym miejscu. Zetknięci ramionami, przyglądaliśmy się horyzontowi. Zakopałam stopy w złocistym piasku i oddychałam powoli, wystawiając twarz na wiatr. Marzyłam, by siedzieć dokładnie w tym miejscu, właśnie z Nim. Marzyłam, by móc czuć jego bliskość, siedząc w milczeniu. W tamtym momencie czułam, jak gdybym miała wszystko. Ułożyłam głowę na jego ramieniu, zaciągnęłam się jego zapachem i zmrużyłam oczy. Jego dłoń nieśmiało musnęła moją. Uśmiechnęłam się pod nosem i przybliżyłam nieco bardziej. Poczułam jak napina mięśnie, a jego oddech przyśpiesza. Zamknęłam oczy, a On złapał moją rękę w swoją ogromną dłoń. Splótł nasze palce i kciukiem, bardzo delikatnie muskał moją skórę. Jego dotyk, jego zapach, jego obecność, szum oceanu i gorący piasek pod stopami. Niczego więcej nie potrzebowałam. No może poza jednym. By tak jak w tamtym momencie, mogło być już zawsze. 


3 komentarze:

  1. Wow...
    Jak ja bardzo jej zazdroszczę ;)
    Cieszę się z takiego obrotu akcji.
    Wystawa, koncert, spacer... Spełnienie najskrytszych marzeń :)
    Tylko mam takie jakieś przeczucie, że to wszystko się popsuje. Wiem o tym, że lubisz komplikować życie bohaterom :)
    To czekam na next.

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowne *.* zakochałam się w tym rozdziale a już zwłaszcza w końcówce..<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha xd ja to się nie dziwię, że tak zareagowała na jego widok. I tak ją podziwiam, bo ja to bym chyba zemdlała!
    Z jakiegoś powodu nie potrafię sobie wyobrazić rozmowy z Lou o noszeniu lub nie noszeniu skarpetek :-D rozwala mnie to xd
    Ogłaszam wszem i wobec, że też chcę być porwana, ale niekoniecznie przez Tomlinsona :-D
    No koncert super, spacer jeszcze lepszy, ale Ty Sky się tak nie ciesz, bo Pani Komplikacja jest pewnie coraz bliżej!
    Już się zastanawiam co się rodzi w Twojej głowie :-P
    Kocham i całuje <3

    OdpowiedzUsuń