pod opuszkami ciepło jego skóry. Nie odzywał się. Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem i lekkim uśmiechem. Zamknęłam oczy. Dotykałam jego policzków, uniesionych kącików ust. Jego czoła, nosa, brody. Dotarłam do ust. Zacisnęłam powieki i bardzo delikatnie ułożyłam opuszek palca na dolnej wardze. Przejechałam po niej, gdy nagle poczułam jak jego usta się poruszają. Całował mój palec z niesamowitą ostrożnością. Po krótkiej chwili, chwycił moją dłoń. Pieścił wargami każdy mój palec. Nie otwierałam oczu. Wczuwałam się w to co robi, w jego ciepło. Czułam jak ciarki oblewają całe moje ciało, każdy jego skrawek. Całował wewnętrzną stronę mojej dłoni, bardzo powoli przechodząc na nadgarstek. Nikt do tej pory nie całował moich nadgarstków. Nikt oprócz niego nawet się nimi nie interesował. Dlatego ten gest zaintrygował mnie najbardziej. Ten gest sprawił, że zaczęłam myśleć o nim w całkowicie odmienny niż do tej pory, sposób. Uchyliłam powieki i obserwowałam go. Sposób w jaki dotykał mojej skóry był wyjątkowy. Jak gdyby miał w dłoniach coś, co bardzo łatwo można stłuc. Porcelanową lalkę, bardzo drogocenną, wyjątkową lalkę. Wyjątkowo. Tak właśnie czułam się w tamtym momencie. Tak małe gesty, tak banalne chwile sprawiły, że w jego towarzystwie zaczęłam czuć się właśnie w ten sposób. Nie mogłam uwierzyć, że pozwolił mi na to wszystko. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że to co zrobiłam mogło wydawać się po prostu dziwne. On jednak nic nie powiedział, nie zaprotestował. Nie zrzucił mnie z kolan. On po prostu wczuł się w tamtą chwilę dokładnie tak jak ja. I właśnie za to byłam mu najbardziej wdzięczna.
- Dziękuję. - Wyszeptałam, spuszczając wzrok.
- A to niby za co? - Spytał, unosząc palcem mój podbródek i uśmiechając się.
- Że nie uznałeś mnie za wariatkę. Bo nie uznałeś? - Spojrzałam z nadzieją. Zaśmiał się i pogładził dłonią mój policzek. Pokręcił przecząco głową, a ja odetchnęłam z ulgą.
Przez dłuższą chwilę, leżeliśmy na ciepłym piasku. Podziwialiśmy niebo, rozmawialiśmy. W jego towarzystwie nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Czułam się tak swobodnie, jak nigdy dotąd. W pewnym momencie wpadłam na kolejny, szalony pomysł. Podniosłam się gwałtownie i chwyciłam Louis'a za rękę.
- Gdzie ty mnie ciągniesz? - Dopytywał ze śmiechem. Stanęliśmy tuż nad brzegiem. Ścisnęłam jego dłoń i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zawsze chciałam to zrobić. - Stwierdziłam, zrzuciłam z siebie sukienkę i w samej bieliźnie wbiegłam do oceanu. Kiedy się wynurzyłam i spojrzałam na chłopaka, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Stał w jednym miejscu, przyglądając mi się z otwartymi ustami.
- Będziesz tak stał? - Krzyknęłam, odgarniając mokre kosmyki włosów z oczu. On wzruszył ramionami, ściągnął koszulkę i spodnie, a sekundę później znalazł się tuż obok mnie. Posłałam mu uroczy uśmiech, po czym wskoczyłam mu na plecy, obejmując rękami szyję. Tak właśnie zaczęła się nasza zabawa w oceanie. Na zmianę albo się podtapialiśmy, chlapaliśmy i wciągaliśmy pod wodę, albo kładliśmy się na plecach, patrzyliśmy w granatowe niebo, trzymając się za ręce.
- Co to właściwie było? - Spytał nagle, kiedy ułożyliśmy się na piasku z zamiarem wyschnięcia.
- To było jedno z moich głupich marzeń. Zawsze chciałam to zrobić. - Odpowiedziałam, układając głowę na jego brzuchu.
- To dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej? - zakręcił kosmyk moich mokrych włosów wokół palca i bawił się nim.
- Nie miałam z kim. - Rzuciłam krótko.
~*~
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jestem. - Wyszeptałem, odwracając głowę w Jej stronę. Dotknęła mojego policzka opuszkami palców. Spojrzałem w Jej brązowe, błyszczące oczy. Przysięgam, że mógłbym pozostać w tej pozycji całą wieczność. W tamtym momencie poczułem coś, czego od tak dawna nie czułem. Patrząc na Nią, w głowie miałem mętlik, moje wnętrzności wariowały a serce biło szybciej. Co to oznacza? Louis, ogarnij się. To niemożliwe. Takie rzeczy zdarzają się tylko i wyłącznie w filmach. Tandetnych romansach.
Przechadzaliśmy się słabo oświetlonymi, małymi uliczkami miasta. Byliśmy we wszystkich ukochanych miejscach Sky, o których za każdym razem zawzięcie opowiadała. Każde miejsce miało swoja osobną historię, a każda z nich była niemniej ciekawsza od poprzedniej.
W pewnym momencie Sky zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na zegarek. Jak się okazało, wybiła północ.
- Przepraszam cię Louis, ale muszę już uciekać.. - Rzuciła cicho, uciekając wzrokiem i puszczając moją rękę.
- Co? - Spojrzałem na dziewczynę. Miałem wrażenie, że coś ukrywa. Jej zachowanie nagle stało się dziwne.
- Przepraszam. Jesteś na pewno zmęczony koncertem i w ogóle.. - Zaczęła się plątać.
- Coś się stało?
- Nie, po prostu.. Muszę wracać.
- Sky. - Stanąłem tuż przed nią, chwyciłem jej twarz w dłonie i spojrzałem w oczy. Odetchnęła i zmusiła się do spojrzenia na mnie.
- Wybacz Louis. - Ułożyła dłonie na moich, zbliżyła się i ucałowała mnie w policzek.
- No dobrze. A mogę cię chociaż odprowadzić? - Uśmiechnąłem się głupio.
- Byłoby mi bardzo miło, ale jak potem wrócisz do hotelu?
- Dam sobie radę. Jestem dużym chłopcem. - Wzruszyłem ramionami, złapałem dziewczynę za rękę i spojrzałem wyczekująco.
Drogę do jej domu pokonaliśmy w milczeniu. Do tej pory cisza jaka panowała między nami wcale mi nie przeszkadzała. W tamtym jednak momencie nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że coś jest nie tak. Stanęliśmy pod małym, białym domem, tuż przy drewnianym płocie. Odwróciła się w moją stronę i posłała delikatny uśmiech. Złapałem jej dłonie i przysunąłem do ust. Patrząc w głęboki brąz jej oczu, całowałem każdy opuszek palca. Chciałem jak najbardziej przedłużyć ten moment. Nienawidziłem pożegnań. Całując jej palce, miałem chyba jakąś głupią nadzieję. Nadzieję, że zmieni zdanie. Że spędzimy wspólnie jeszcze kilka godzin, może zaprosi mnie do siebie. Może dowiem się o niej czegoś więcej, choć nie wiem czy to możliwe. W ciągu tych paru godzin spędzonych wspólnie, dowiedziałem się rzeczy, o których ludzie nie opowiadają zazwyczaj na pierwszych spotkaniach. Z zamyśleń wyrwał mnie dotyk jej ust. Pocałowała mój wciąż ciepły policzek, uśmiechnęła się i odeszła. Tak po prostu. Nic nie mówiąc, nie odwracając się nawet, weszła do domu.
Stałem tak jak mnie zostawiła. Z na wpół otwartymi ustami, przyglądając się drzwiom, za którymi zniknęła kilka minut wcześniej. W tamtym właśnie momencie uświadomiłem sobie coś bardzo ważnego. Wymieniliśmy ze sobą setki listów. Przedyskutowaliśmy kilka godzin. Kiedy była przy mnie, nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Nie potrafiłem przestać się uśmiechać. Od kiedy moja tajemnica wyszła na światło dzienne, nie potrafiłem poradzić sobie z samym sobą. Ona była moim ratunkiem. Przy niej czułem się wyjątkowo. Czułem, że mogę być prawdziwym sobą. Wiedziałem, że mogę powiedzieć jej o wszystkim. Była dla mnie kimś więcej z każdą sekunda. Zacisnąłem pięści i zmrużyłem oczy, spuszczając wzrok. Odwróciłem się zanim odszedłem, spojrzałem w stronę jej domu po raz ostatni. W tamtym momencie wiedziałem. Nigdy niczego innego nie byłem tak bardzo pewny jak tej jednej rzeczy.
- Nie pozwolę, byś zniknęła z mojego życia. Nigdy. Jesteś moją jedyną nadzieją Sky. Ostatnią nadzieją.